Nowy ulubiony Dickens. Przywrócenie niezależnego romantyzmu mężczyznom, którzy pragną wolności, błogosławieństwa ducha, poczucia jednostkowej indywidualności. Pierwotne siły oraz instynkt samca kroczy ku wielkiej, zdławionej miłości. Naszym bohaterem opowieści jest Pip - młodzieniec z wioski, który opłakuje matkę na cmentarzu - natyka się na zbiegłego skazańca (uciekiniera z morskiej wyprawy). Pomaga mu przetrwać, choć pochodzi z biednej rodziny zastępczej. Obserwujemy, jak dorasta, jak wkracza do świata przeszłości, gdzie kobiety mają zahukane serca, a z twarzy nie płynie łza za straconym życiem, a cicha, dławiąca rozpacz kryjąca się za murem owdowiałego pierwiastka uczuć. Dickens po raz wtóry kreśli żeńskie postacie jako kruche istoty obok których stąpa mizoandria. Pod płaszczem oburzonego serca kryje się zdradzona nić porozumienia między płciami.
Dlaczego ,,Wielkie nadzieje'' są ulubionym dziełem angielskiego moralisty? Wynika to z kilku wyraźnych powodów. Baśniowe motywy nigdy nie przeważają nad nutką sromotnej klęski rzeczywistości - walka z naturą ludzkich uczuć stanowi kwintesencję wyważenia między silnymi emocjami, a zatrutą strzałą w koniuszek piersi. Nie stara się newralgicznie dramatyzować, by utrzymać zainteresowanie czytelnika (patrz: David Copperfield), jednocześnie nie czyni z negatywnych postaci demonów, jak w ,,Nicholas Nickleby''. Nie ma łatwego, orzeźwiającego finału prosto z ,,Wigilijnej opowieści''. Dickens nareszcie surfuje gorzką konfronta...