Mówi się, że każdy kominek w Anglii ma swojego własnego świerszcza, który swoim cykaniem chroni cały dom. Nie inaczej jest u rodziny Perrybingle, u której świerszcz to mały amulet szczęścia, a być może nawet dobra wróżka. Świerszcz za kominem, to magiczna, cudna historia bożonarodzeniowa. Wypełniony tym delikatnym, cichym rodzajem miłości, który rozgrzewa serce. Trochę zazdrości, złamane serce i ogromna radość składają się na tę wspaniałą historię. Jest tu odkupienie, prawdziwa miłość i tragiczne nieporozumienia. Czytając tę książkę, czułam się jakbym siedziała przy ciepłym ogniu z bliskimi, jedząc budyniem świąteczne przysmaki i pijąc ciepłe kakao, było to tak ogromnie świąteczne i urocze i napełniało moje serce ciepłem. Czasem komiczna, innym razem rozdzierająca serce i zawsze piękna historia, która na długo zagości w czytelniczym sercu. Ta krótka powieść o świątecznym smaku, którą można przeczytać jednym tchem, ale pozostawia przyjemne doznania w czytelniku. Jednej rzeczy jestem pewna, jak niczego innego, to Charles Dickens wymyślił Święta. Bo kiedy dzisiaj myślimy o Bożym Narodzeniu, na myśl od razu nasuwa nam się Boże Narodzenie Dickensa, archetypowe, pełne ciepła i miłości, z ogromną choinką w tle. Mieć tak ogromny wpływ na to, jak obchodzimy Boże Narodzenie? To potrafi tylko Dickens i jego opowieści.