Książka, która wywołała u mnie bunt i sprzeciw. Ponieważ słuchałam, była zdziwiona, że w Krakowie mówi się gwarą śląską. Dla Twardocha historia jest wyłącznie historią zbrodni i konfliktów, upajanie się przemocą, gdzie nie istnieje coś takiego jak etyka. Winna jest pierwotna zasada świata, a więc człowiek musi jej się podporządkować i nie ma innego wyjścia. Mnie zaciekawił sam rycerz syn (bękart) polskiego, piastowskiego króla i niemieckiej mieszczki, która została zgwałcona. Rycerz ginie pod Grunwaldem i przenosi się poza czas i przestrzeń. Przenosi się z jednej alternatywnej rzeczywistości do innej, ale w każdej jest wojna i śmierć. Dużo jest odniesień do filozofii Nietzschego, rycerz staje się nadczłowiekiem.
Ja mam skojarzenia historią Śląska, który z jednej strony ma korzenie piastowskie, a z drugiej przez cały wieki był pod panowaniem Niemiec. Cała powieść jest ciągłym porównaniem tego, co polskie z tym, co niemieckie. Po której stronie jest sympatia autora? Czyżby Śląsk to był Wieczny Grunwald, gdzie bezkrwawo, ale ciągle ściera się to, co polskie z tym co niemieckie. Dla mnie był to przerost formy nad treścią.