Dobrze się stało że przeczytałam '' Morfinę '' właśnie teraz , kiedy opadł kurz po pieniach i peanach medialnych nad tą książką . Kiedy książka w bibliotece stoi na półce i nikt już jej sobie z rąk nie wyrywa jak to miało miejsce po otrzymaniu przez autora Paszportu Polityki . Dobrze się stało , bo ja tych zachwytów zupełnie nie pojmuję .
Przyznaję , jest ciekawy pomysł na temat . Osadzenie fabuły w październiku 1939 , czyli tuż po klęsce naszej obrony daje duże możliwości . Ciekawostką i pewnego rodzaju nowością pachnącą świeżością jest też sposób narracji jednocześnie w pierwszej i trzeciej osobie . Ale cóż więcej jest w tej lekturze ciekawego ? Autor postawił sobie zadanie , stworzyć antybohatera i stworzył go . Co przecież nie było trudne zwłaszcza w czasach , w których go umieszcza i wtedy kiedy sposób postrzegania tamtych czasów przez współczesnych jest właśnie taki a nie inny , czyli że my Polacy , tacy cacy cacy.
No więc mamy antybohatera , ćpuna , który dla własnej ćpuńskiej przyjemności ' wyżebra ' morfinę od kolegi lekarza , nie bacząc że ranni zdecydowanie bardziej jej potrzebują . Ukradnie kwiaty ze świeżych przecież grobów i zaniesie kochance . Oszuka , zdradzi , ukradnie i nawet mu powieka nie zadrga i sumienie nie wierzgnie , nie posiada żadnych moralnych zasad , stuprocentowy egoista . Ta postać antybohatera udała się Twardochowi .
Tylko po co to wszystko ? Historia opowiedziana w książce , zresztą chaotycznie i dziwacznie jest...