Ostatnio mam hopla na punkcie mroczniejszy książek, zaczęłam czytać kryminały i wiecie co podoba mi się. A książka “Wczasowiczka. Śmierć w Tatrach” była dla mnie niesamowitą przygodą, bo choć czas akcji powieści jest dosyć odległy, to nie różni się jakoś mocno od tego co znamy teraz, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.
Jest lato 1937 roku Zuzanna Orłowska umówiła się ze swoją przyjaciółką w Zakopanem, miały ochotę pochodzić po pięknych szlakach, oraz porozmawiać o tajemnicy, którą skrywa jedna z dziewczyn. Niestety Zuzia spóźnia się o kilka dni, a jej przyjaciółka zostawia list z informacją, że spotkają się pod Giewontem. Kto by przewidział, że piękne, błękitne niebo zasnują chmury, a w ogromny krzyż uderzy piorun, który zabierze ze sobą kilka ludzkich żyć.
Michalina przyjaciółka Zuzanny zaginęła w Tatrach, czy zginęła pod Giewontem, nieee raczej nie, ale co się z nią stało? Od teraz pani Orłowska postanawia wszcząć prywatne śledztwo i odnaleźć ukochaną przyjaciółkę.
Jak bardzo zagmatwana okaże się historia, ukryta między szczytami Tatr? Jak wiele tajemnic chowa się w dolinach i przepaściach?
Genialna powieść pełna napięcia i utrzymującego się poczucia strachu, napisana w zaskakująco lekki i wciągający sposób. Niesamowicie spodobały mi się wtrącenia z gwary góralskiej, oraz klimat małego miasteczka, które dopiero powoli zaczyna się rozrastać, jednak już skrywa w sobie mroczne tajemnice.
...