Para znakomitych autorów, Ewa Salwin i Grzegorz Kalinowski, połączyła siły, tworząc kryminał retro. Nie ukrywam, że to właśnie ich nazwiska skłoniły mnie do sięgnięcia po tę książkę.
Już od pierwszych stron zachwycił mnie język, jakim została napisana ta historia, oraz zaimponowała mi niesamowita wiedza autorów na temat przedwojennego Zakopanego. Na uwagę zasługuje również ciekawa konstrukcja powieści, choć odrobina większej dynamiki mogłaby dodać jej więcej charakteru i energii.
Książka jest pełna ciekawostek, legend i ówczesnych plotek, co czyni ją niezwykle interesującą. Liczyłam na dobry kryminał retro, a 𝑊𝑐𝑧𝑎𝑠𝑜𝑤𝑖𝑐𝑧𝑘𝑎. Ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć 𝑤 𝑇𝑎𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ okazała się zgrabnie napisaną opowieścią o historii Zakopanego w roku 1937. Kryminalny wątek jest w niej jedynie dodatkiem, ale mimo to powieść w pełni spełniła moje oczekiwania.
𝑊𝑐𝑧𝑎𝑠𝑜𝑤𝑖𝑐𝑧𝑘𝑎. Ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć 𝑤 𝑇𝑎𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ to historia o przyjaźni, odwadze i dążeniu do prawdy, osadzona w malowniczych, a zarazem groźnych Tatrach. Ta książka autorstwa Ewy Salwin i Grzegorza Kalinowskiego jest jedną z najbardziej intrygujących, jakie miałam przyjemność przeczytać w ostatnim czasie. Szczególnie doceniłam fakt, że autorzy nie ograniczyli się jedynie do wciągającej fabuły, lecz także przyłożyli dużą wagę do wysublimowanego stylu, doskonale oddającego klimat lat trzydziestych. Powieść przypadła mi do gustu, ponieważ jestem zarówno miłośniczką kryminałów, jak i czytelniczką ceniącą literaturę na wysokim poziomie.
W tej powieści przede wszystkim intrygująca jest postać głównej bohaterki, Zuzanny Orłowskiej – kobiety po przejściach, upartej, błyskotliwej detektyw- amator, której dzięki przypadkowi udaje się dotrzeć do prawdy. Jednak zanim to nastąpi, mogłam obserwować jej zmagania z próbą uporządkowania swojego życia prywatnego i zawodowego. Musi zakończyć sprawę rozwodową z niewiernym mężem i otworzyć galerię wzornictwa. Ponadto przyjaciółka Michalina wzywa ją na spotkanie w Tatrach, ponieważ ma jej do przekazania coś niezwykle ważnego – coś, co ma definitywnie zmienić dotychczasowe życie przyjaciółki. Po dotarciu na miejsce, zamiast Michaliny, na Zuzę czeka tylko list od niej, a potem wszelki ślad po niej się urywa.
Zuzannę trawi bliżej nieokreślony niepokój, ponieważ takie zachowanie nie pasowało do na wskroś uczciwej Michaliny. Potem nadchodzi gwałtowna burza, podczas której piorun trafia w żelazny krzyż na szczycie Giewontu (to tragiczne zdarzenie miało faktycznie miejsce 15 sierpnia 1937 roku). Zuzanna jest przekonana, że jej przyjaciółka zginęła podczas burzy, ale wkrótce okazuje się, że nie ma jej wśród ofiar tragicznego wypadku. Gdy próbuje dowiedzieć się jakichkolwiek szczegółów od rodziny Michaliny, zostaje wyproszona z ich domu. Następnie stara się spotkać z miejscowym upośledzonym chłopcem Jontkiem, który bardzo lubił Michalinę, ale na widok ciemnego koloru jej włosów reaguje atakiem paniki. W poszukiwaniu śladów przyjaciółki udaje się do Kotliny Kościeliskiej, a na końcu wraca samochodem z przypadkowo spotkaną rodziną Chęcińskich, którzy, jak się okazało, widzieli jej przyjaciółkę w sierpniu w kolejce górskiej – tej, której Michalina szczerze nienawidziła. Co się wydarzyło, że jej przyjaciółka, wbrew sobie, z niej skorzystała?
Początkowo Zuzanna była przekonana, że jej przyjaciółka uciekła z powodu swoich rodziców, którzy próbowali zmusić ją do zaaranżowanego małżeństwa. Dopiero spotkanie z Cierplickim, śmiertelnie chorym kapitanem wywiadu, uświadomiło jej, że była zbyt skupiona na własnych problemach i nie dostrzegła, iż opowieść Michaliny była wołaniem o pomoc. Uspokoił ją telefon od przyjaciółki i to, że chciała się spotkać w Zakopanem. Jednak po przybyciu na miejsce okazało się, że nikt nie wie, co stało się z MIchaliną, i Zuzanna nie dowiedziała się, co tak ważnego przyjaciółka chciała jej przekazać, zapraszając ją w Tatry. Cierplicki ma kilka hipotez na ten temat, ponieważ podobnych niewyjaśnionych zaginięć było więcej. W ten sposób Zuzanna nieoczekiwanie stała się członkiem ekipy kapitana, który pragnie wyjaśnić tajemnicze zaginięcia mężczyzn i kobiet oraz niewyjaśnione zgony.
𝑊𝑐𝑧𝑎𝑠𝑜𝑤𝑖𝑐𝑧𝑘𝑎. Ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć 𝑤 𝑇𝑎𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ przykuła moją uwagę już od pierwszych stron dzięki wyjątkowej atmosferze oraz pięknym opisom majestatu i uroku Tatr. Motywy grozy i tajemnice związane z zaginięciami potęgowały niepewność, tworząc napiętą atmosferę powieści. Na szczególną uwagę zasługuje znakomita narracja, która dzięki tym wątkom czyni historię niezwykle intrygującą. Uwagę przykuwa również wysmakowany styl autorów, którzy, unikając nadmiernego dramatyzmu, stworzyli interesującą i realistyczną powieść.
𝑊𝑐𝑧𝑎𝑠𝑜𝑤𝑖𝑐𝑧𝑘𝑎. Ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć 𝑤 𝑇𝑎𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ to ciekawa historia, pięknie opowiedziana, ale trudno uznać ją za typowy kryminał. Nie ma tu dynamicznej akcji, jednak jest to książka interesująca, napisana w pięknym stylu, doskonale oddająca ducha Zakopanego lat trzydziestych. Może trudno znaleźć tu dreszczyk emocji, ale zachwyca doskonale uchwycony klimat tamtych lat. Na uwagę zasługują elegancja, piękny język oraz niesamowita wiedza autorów na temat ówczesnych zwyczajów, góralskiej gwary, powiązań towarzyskich i politycznych. A w tle – opisy piękna Tatr: gór zachwycających, potężnych, ale zarazem bardzo niebezpiecznych, które niedoświadczonemu turyście potrafią pokazać pazur. Tatry mają niepowtarzalny urok, ale nie są łaskawe dla tych, którzy lekceważą ich potęgę.
𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑐𝑜ś 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑜𝑑𝑏𝑦ć 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑧𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑒𝑚, 𝑎𝑙𝑒 𝑠ł𝑢𝑠𝑧𝑛𝑖𝑒, 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒𝑑𝑙𝑖𝑤𝑖𝑒.