Jeśli ta książka miałaby mieć własne brzmienie, to składałby się na nie głównie dźwięki odcinania kuponów. Wystarczy rzut oka na dotychczasową twórczość pana Andrzeja. Wzrok przykuwa przede wszystkim 8 tomów Achai i 4 tomy Virona. Człowiek przestaje dziwić się, że Sapkowski, głuchy na prośby i groźby fanów, nie chce kontynuować Wiedźmina.
Ale to odcinanie by było jeszcze w porządku, gdyby Viron odznaczał się na przykład dobrymi, wyrazistymi bohaterami, ale nie, sami pastiszowi nosiciele dialogów.
A opowieść? Historia faktycznie miała (ma?) potencjał, niestety Ziemiański nie dał jej szansy - zagadał na śmierć w zarodku drewnianym stylem (po co było to rozwlekać do 500 stron, po kiego grzyba?) , zabił jeszcze nienarodzoną opowieść i nawet solidna superprodukcja Audioteki nie dała rady jej zreanimować.
Ktoś może powiedzieć: "Okej, to jest pierwszy tom, trzeba poznać bohaterów i w ogóle wczuć się w klimat. Wstępniak taki."
Ja to rozumiem. Ale raz: to 11 (słownie: jedenasta) książka dziejąca się w świecie Achai, naprawdę trzeba wszystko tłumaczyć (tym drewnianym stylem)? i dwa nie przeczytałem żadnej z poprzednich książek z tego uniwersum i jakoś nie czuję się bardziej oświecony po (drewnianych) wykładach spisanych w wyroczni i trzy: Niech sobie autor "Virona" przeczyta "Narrenturm" Sapkowskiego i sprawdzi, jak się tworzy ciekawych, barwnych bohaterów i jak napisać pierwszy tom, żeby przy okazji nie zanudzić czytelnika.
Inna sprawa, że ostatnie 150 stron j...