Mina po śmierci ukochanego męża wyjeżdża jak najdalej od Waszyngtonu. Kupuję podupadającą farmę i tam w otoczeniu koni radzi sobie ze swoją stratą. Jest uprzejma i miła, jednak trzyma się na uboczu. Rafael po 4-letnim pobycie w więzieniu wraca do miasteczka i spotyka się z ostracyzmem wśród mieszkańców. Nikt nie chce go zatrudnić, ludzie się go obawiają i unikają. Jedynie Mina, nieświadoma jego przeszłości, daje mu pracę, a tym samym szansę dla nich obojga na nowy start w życiu.
"Nie ma nic złego w tym, że czasem płaczemy"
Więc nie będzie nic złego w tym, że uronię trochę łez nad książką, która mnie intrygowała od dawna.. Bo szczerze mówiąc już dawno się tak nie wynudziłam. Niezliczona ilość opisów sielskiego krajobrazu, warunków pogodowych i mieszkańców dla mnie byłą trudna do zniesienia. Co prawda to dalej nie "W pustyni i w puszczy" gdzie tych opisów było jednak więcej, no ale... Zdecydowanie nie mój typ literatury. Autorka kompletnie pominęła jakikolwiek rozwój uczuć między bohaterami. Przez większość książki się mijają, nie wyczuwamy między nimi żadnej chemii, aż nagle lądują w łóżku i rozpoczynają związek. Mina to dzielna kobieta i właściwie całkiem dobrze napisana postać. Jednak jej "rozmowy" z nieżyjącym mężem przyprawiały mnie osobiście o dreszcze i zastanawiałam się czy aby na pewno dziewczyna nie potrzebuje pomocy specjalisty... Za to Rafi, niby kryminalista, którego życie nie oszczędzało, a trzyma się maminej spódnicy i zachowuje jak nasto...