Autorka starannie opisała środowisko, w którym dzieje się akcja, a że pisać potrafi pięknie, to wiernie oddała realia sielskiej wsi. W jej powieści wszystko brzmi, pulsuje, pachnie. Jest uroczo i zmysłowo, ale bywa też boleśnie. Zwłaszcza gdy opisuje nierówność obyczajową, czy prawo stojące po stronie mężczyzn. Niestety dla mnie to za mało, bo choć odnalazłam to, co chciałam, czyli dopracowany styl, to jednak historia jest typowa, tak jak i jej bohaterowie. Nawet poruszany temat nierówności płci niczym nie zaskakuje, bo został potraktowany schematycznie. Co więcej uniesienia tytułowej Marianny to szczyt infantylności, owszem dziewczyna była buntownicza, ale strasznie naiwna, przez co jej zachowanie doprowadzało mnie do szału. Rozumiem, że ówczesne obyczaje i etykieta wymagały specyficznych zachowań, ale oczekiwałam pazura, dynamiki, a nie ciągłych spacerów, picia herbatki, wzdychania, i ploteczek o mieszkańcach mazowieckiej wsi. Być może dlatego przeżycia Marianny spływały po mnie jak woda po kaczce. Nie znalazłam dla niej ani krzty zrozumienia czy współczucia. Oj, wymęczyła mnie ta panienka. Zakładam, że historia dedykowana jest romantycznym duszom, które w tej niespiesznej błogości, zabarwionej łyżką dziegciu, zapałają sympatią do młodej i naiwnej dziewczyny. Gdyby nie fakt, że wypożyczyłam od razy trzy tomy, bo podobno rozchodzą się jak świeże bułeczki (informacja z pierwszej ręki od pani bibliotekarki), to – z ręką na sercu – nie sięgnęłabym po kolejną część, a tak d...