Tym razem Houellebecq postawił sobie na cel francuską uniwersytecką elitę oraz środowiska polityczne (główny bohater jest właśnie wykładowcą literatury XIX-wiecznej na paryskiej Sorbonie), która zestawił z przejmującą władzę we Francji islamską partią.
François nie został przedstawiony jako ledwie dyszący w nudnawym, pozbawionym jakichkolwiek głębokich podniet życiu, mężczyzna. Owszem, to samotnik, nie umiejący znaleźć tzw. drugiej połówki, czyli w „houellebeckowiskiej mitologii” typowy przedstawiciel zachodniego świata, który swe pierwotne, i najprostsze potrzeby załatwia pospiesznie, choć niekoniecznie najtańszym kosztem. Zmęczony polityką, przysłuchuje się ostrzeżeniom przed zbliżającą się niemal jak tsunami, narastającą falą islamistów i przejęciem przez nich władzy. A kiedy do tego dochodzi (to nie spoiler) ma za nic to, że prawicowe rządy skutecznie pozbawią wpływów laickie, lewicowe społeczeństwo. Chyba nawet godzi się na to, nie staje na barykadzie po wygranych Bractwo Muzułmańskie wyborach; tym właśnie jest tytułowa „uległość”.
Tym samym Michel H. ponownie krytykuje Zachód i to, jak oddala się on od prawdziwych wartości. I znów (tak, tak), błyskotliwie posługuje się językiem i znaczeniami, bryluje swym oczytaniem i nieprzeciętną inteligencją. Obrzydza i jednocześnie zachwyca, a jednocześnie pod oczywistą dla odbiorców, wydającą się odstręczającą i mizoginiczną warstwą swej powieści, przemyca prawdziwe znaczenie swej prozy....