Ta książka jest magiczna! To taka trochę stara baśń, która od pierwszej strony kradnie Ci serce, kradnie Twoje myśli. Bo dopóki nie przewrócisz ostatniej strony książki, to żyjesz właśnie tą historią….
„Był sobie kiedyś nawiedzony dom…
(…)
Była sobie kiedyś biblioteka…
(…)
Były sobie kiedyś siostry bliźniaczki…”
Trzy zdania, które nakreślają całą fabułę? Owszem, ale całość układanki złoży się dopiero po przeczytaniu ostatnich słów książki.
Margaret Lea poza spędzaniem czasu w antykwariacie z ojcem zajmuje się pisaniem biografii. Lubi swoje spokojne życie, a ja od pierwszych stron polubiłam ją jako bohaterkę. Połączyła nas miłość do książek, ogromny szacunek do każdej strony. Okazuje się, że obie potrzebujemy tego świata, do którego możemy wkroczyć, kiedy mamy ochotę. Dla mnie również lekiem na melancholię i ból duszy jest kilka rozdziałów właściwiej książki… Ale dosyć o Margaret, bo to nie tylko historia o niej.
Jest to także historia bliźniaczek, połączonych bardzo silną i niewidzialną więzią. Jedna bez drugiej nie potrafi funkcjonować, choć ich relację trudno nazwać siostrzaną miłością. One po prostu nie egzystują w pojedynkę, są stworzone jedna dla drugiej. Ale dosyć o Emmeline i Adeline, bo to nie tylko historia o nich.
Jest to także historia o duchu, który żyje niezauważony i przemyka z pokoju do pokoju wielkiej posiadłości. O d...