Znowu dałam się nabrać na te wszystkie 10/10 i słowa, że to książka życia. Znowu dałam się skusić pięknej okładce i rekomendacjach na niej. A opis książki wyprowadził mnie w pole sprawiając, że nastawiłam się na coś zupełnie, zupełnie innego. Dostając to. Książkę sama nie wiem o czym skierowaną sama nie wiem do kogo.
Rozczarowałam się strasznie.
Prostotą, z jaką to było napisane. Na początku myślałam, że czytam opowieść dla dzieci.
Przewidywalną fabułą, która niesamowicie wolno posuwała się naprzód.
Wątkami potraktowanymi po łebkach. Autorka dotknęła wielu tematów, nie skupiając się tak naprawdę na żadnym. Bo czego my tu nie mamy…
Bohaterami płaskimi, nie zapadającymi mi totalnie w pamięć.
Dialogami wywołującymi czasami uśmiech zażenowania.
Nie chciałam być aż tak ostra, jednak gdy myślę o tej książce i mam coś o niej napisać, to wszystko wychodzi ze mnie samo.
Bo gdy czytałam o pięknie i mądrości jaką niesie ta książka, w pamięci mając tajemniczą dziewczynkę pojawiającą się na ziemi, by zobaczyć pięć cudów, to na myśl przychodziły mi takie tytuły jak: „Gdzie śpiewają raki”, czy „Sen o okapi”. I nie mogłam doczekać się na to literackie spotkanie.
Z tego pomysłu przy innym piórze mogłoby wyjść coś wspaniałego! A dodając tu jeszcze szczyptę realizmu magicznego… ach..!
Niestety wyszło to coś. Ta książka nie była piękna, b...