Akcja powieści Jana Dobraczyńskiego toczy się w 2030 roku, po trzeciej wojnie światowej. Pokazuje Dobraczyński świat zamieniony w górę popiołu. Jest to wizja przerażająca, ale przecież musimy sobie uświadomić, co nam grozi. Wielu ludzi boi się wojny, ale nie brak i takich, którzy sądzą, że dzięki wojnie atomowej i kosmicznej zrealizują swoje cele. Nauka mówi co innego: żadne cele nie zostaną zrealizowane, a nad naszym globem rozpostrze się cisza śmierci. W swojej powieści Jan Dobraczyński nie mówi nic takiego, co by nie było powiedziane w wielu naukowych książkach i artykułach. Jednakże pozostawia światu szansę odbudowy. Jest ona związana z Kościołem, z opieką Matki Bożej, która pozwala przetrwać wszelkie kryzysy. Pisarz, jako katolik, wierzy w Kościół i w jego trwanie aż po ostatni dzień naszego świata.
Oto wojenna zagłada zamienia w popiół całą Europę. Życie toczy się w miarę normalnie na terenach Ameryki Południowej. Tam też usytuowało się centrum Kościoła. Stamtąd podejmuje swoją ryzykowną wyprawę papież na wieść o grupie osób ocalałych z zagłady na terenach środkowej Europy. Po wielu perypetiach dociera do pewnego ongiś znanego bardzo i związanego z pielgrzymkami Papieża Polaka Sanktuarium Maryjnego...
W przesłaniu powieści Autor wyraźnie daje do zrozumienia, iż dzień totalnej katastrofy nie jest jeszcze dniem Sądu Ostatecznego. Tamten dzień przyjdzie nieoczekiwanie jako dzień Chrystusowej chwały. Rozważania eschatologiczne łączą często ten dzień triumfu z dniem przerażającej katastrofy. Jej groza przesłania radość z powtórnego nadejścia Jezusa. A jednak te dwie sprawy nie powinny się zbiegać w jedno. Katastrofę możemy ściągnąć na siebie naszym postępowaniem. Jezus natomiast przyjdzie, ponieważ to nam obiecał. Będzie to z Jego strony nowy akt miłosierdzia i dobroci. Dopóki się to nie stanie, świat będzie istniał - szczęśliwy lub nieszczęśliwy - stosownie do tego, jakimi będą ludzie.