Tytułowe skażone krajobrazy to miejsca, w których dokonano masowych mordów, a które mordercy chcieli ukryć – często poprzez zalesienie, „architekturę krajobrazu”. Intencją morderców było zapomnienie, a istotą fakt, że ofiary został pozbawione nazwisk, tożsamości.
„Skażone krajobrazy” to – można tak powiedzieć – książka napisana w typowym dla Martina Pollacka stylu. Mamy tu odniesienia do historii, do rodziny Autora, a także ważne wnioski i diagnozy. Opowieść posuwa się powoli do przodu, przetykana dygresjami. Pollacka można śmiało nazwać tropicielem i stróżem pamięci.
Bardzo cenne są tu akapity poświęcone narodowemu socjalizmowi w Niemczech. Cytat trochę długi, jednak warty przytoczenia:
„Już w XIX wieku tak zwani narodowi autorzy oraz teoretycy, geografowie i historycy podkreślali w swoich pismach uzasadnioną rasowo różnicę pomiędzy kształtującym krajobraz w rzekomo twórczy sposób niemieckim człowiekiem a jego słowiańskimi sąsiadami, ponoć ociężałymi słabeuszami, którzy według orędowników niemieckiej misji na Wschodzie bezczynnie koczują w nieurodzajnej i bagnistej puszczy, czekając tylko na to, by ich przejęli i ucywilizowali ambitni Germanie. Z tych pokrętnych teorii zrodziły się w narodowym socjalizmie wypędzenia i ludobójstwa”*.
Książka zmienia patrzenie nie niektóre sprawy, a pojęcie „krajobrazu” od teraz będzie miało dla mnie także inne, bardziej upiorne znaczenie.
...