Gdy spędza się dużo czasu w dużym mieście, czasami ma się ochotę, by opuścić ten murowany krajobraz i odetchnąć prawdziwą naturą. Wtedy najlepszym miejscem na taki właśnie odpoczynek są lasy, jeziora czy góry. Wokół pierwotna przyroda, która pozwala na refleksję, zatrzymanie szybkiego biegu. Natura jeszcze nie skażona ludzką ręką tak bardzo lubiącą niszczyć wszystko, co na jej drodze się znajdzie. Ale czy te piękne zielone liście, ta przezroczysta woda w jeziorze czy ukryta jaskinia pośród skał na pewno nie została skażona? Czy na pewno w przeszłości nie pojawił się człowiek okrutny, bez sumienia i nie dotknął tych miejsc swoim egoizmem i brakiem skrupułów?
Od jakiegoś czasu postanowiłam lepiej się zapoznać z reportażami. Jest to dla mnie forma mało znana, choć chyba lepiej byłoby to określić jako w ogóle nieznana. Prawie całą swoją dotychczasową wiedzę czerpię z podręczników, licznych powieści, które czytam z takim zamiłowaniem, oraz z programów przyrodniczych, które wypełniały mi godziny dzieciństwa. Tym razem chciałabym spróbować z wiedzą bardzo pewną, ale też unikatową. Taką, której nie przekażą mi podręczniki. One dadzą wyłącznie suche fakty o olbrzymiej wadze. W reportażach liczę na ukryte, ale równie istotne przeżycia – naszpikowane subiektywnymi emocjami pozwalającymi na lepsze zrozumienie drugiego człowieka. Mam dopiero kilka takich reportaży za sobą, ale te przeczytane okazały się naprawdę satysfakcjonujące mnie. Tak jest też w przypadku "Skażonych krajobrazów".
"Skażone krajobrazy" to tytuł, który według mnie jednoznacznie sugeruje, o czym będzie książka. Na samym początku recenzji starałam się Was naprowadzić na taki sam tok myślenia jak mój, gdy zaczynałam czytać tę pozycję. A zaczynałam ją czytać całkowicie spontanicznie, opierając się wyłącznie na tytule. I tak o to zostałam niesamowicie zaskoczona, ponieważ moje przekonanie, że tematyka będzie związana z chemiczną działalnością ludzi oraz brakiem ekologii, okazało się całkowicie niepoprawne. "Skażone krajobrazy" to reportaż o miejscach masowych zbrodni. Oczywiście są w nim miejsca dobrze znane Polakom i całemu światu – Auschwitz, ale autor skupia się przede wszystkim na miejscach, gdzie ludzie próbowali lub nadal próbują zatrzeć pamięć o okrutnych wydarzeniach.
Nie będę udawać, że gdy zobaczyłam swój błąd, cieszyłam się, że zapoznam się z tą nową dla mnie tematyką. Czułam się zawiedziona, ale zdecydowałam się mimo to czytać dalej, co było zadaniem nużącym i mało ciekawym, gdyż pisarz na początku tak naprawdę wymienia tylko takie miejsca. Nie zrozumcie mnie źle – szanuję pamięć o nich, jednak z perspektywy czytelnika są to tylko nazwy w całkowicie nieznanych językach, które nic mi nie mówiły. Pojawiały się krótkie komentarze autora, ale to mi nie wystarczyło, by oddać się emocjonalnie lekturze. Dopiero z czasem kontekst książki zaczął się zmieniać i wtedy wyraźnie strona za stroną sprawiły, że poczułam się zaintrygowana oraz zaczynałam czuć prawdzie emocje.
Podawane wydarzenia zaczęły być opisywane dokładniej z całym tłem historii i kultury. To wszystko powoli nabierało przerażających barw. Autor przekazywał mi swój szacunek dla takich miejsc oraz poczucie bezradności i zagubienie, że takie masowe mordy na olbrzymią skalę miały miejsce i były dokonywane przez gatunek, który uważa się za najlepszy, który w teorii jest najrozsądniejszy. W takich momentach traci się wiarę w całą ludzkość. Pisarz dokładnie skupia się na opisaniu, jak wygląda proces odnajdywania zapomnianych grobów i jak ludzie reagują, gdy dowiadują się lub nareszcie muszą na głos przyznać, że żyją na jednej, wielkiej mogile. A reakcje wbrew pozorom nie są takie przewidywalne. Przejawiają się olbrzymią różnorodnością. Martin Pollack musiał wiele przejść i poświęć swojego czasu i energii, by wydobyć od miejscowej ludności choć skrawki prawdy. Prawda wiąże się z przyznaniem do winy, z przyznaniem do okrucieństwa i bezradności. Osobiście nie wyobrażam sobie, co ludność małej wioski mogła zrobić, by uratować mordowane osoby. Ich była garstka, wrogów mnóstwo. Jak nie zachować bierności, gdy w domu czeka cała rodzina, a sprzeciw oznacza śmierć? Mimo to wiele ludzi nie chce mieć nic wspólnego z tymi miejscami i nie chce przyznać, że pamięta albo wie od już dawno zmarłej rodziny, co tam stało się naprawdę.
Temat, jak sami widzicie, jest niezwykle ciężki. Samo morderstwo dla wielu z nas jest niewyobrażalnym czynem, ale jak wyobrazić sobie morderstwa na tysiącach osób, które razem ginęły w ciągu jednego dnia, a później być może na zawsze zostały zapomniane? Pisarz wielokrotnie podkreśla, że odnajdywanie takich miejsc jest wybitnie istotne, a pamięć dla ofiar czymś obowiązkowym. A sprawcy? Ludzkości należy się prawda, więc i oni powinni zostać w odpowiedni sposób zapamiętani. W czasie czytania pojawiło się w mojej głowie wiele refleksji o dehumanizacji, cierpieniu i stwarzaniu najokrutniejszych sytuacji, które niestety są przejawem straszliwej kreatywności ze strony oprawców.
Należy pamiętać i w dużej części z tym się zgadzam. Prawie nikt z nas nie chce być zapomnianym. Jeśli już myśli o swojej śmierci, to ma zapewne wyobrażenie pięknego grobu z wygrawerowanym nazwiskiem i płaczącą rodziną nad nim. Ci ludzie nigdy tego nie dostali. Dlatego należy się im pamięć. To są słowa rozsądku poprowadzonego przez empatię. Jednak samo serce zadaje mi pytanie, czy naprawdę powinniśmy odgrzebywać stare sprawy w takiej formie? Czy tym ludziom razem z pamięcią nie należy się spokój ducha? Czasami ma wrażenie, że jesteśmy nauczeni sztucznego szacunku. Od dziecka nam mówili, że historię i bohaterów trzeba pamiętać i ich czcić. A ile z tego szacunku i pamięci jest naszą prawdziwą potrzebą? Mam tylko nadzieję, że Martin Pollack poszukuje zaginionych grobów, bo wierzy z głębi serca, że tak należy. Przedstawia też fragment własnej historii, gdzie wyraźnie opisuje, skąd jego decyzja, by zająć się czymś takim.
Mimo początkowej niechęci do "Skażonych krajobrazów" cieszę się, że przypadek pozwolił zapoznać mi się z tą książką. Dała mi ona wiele do myślenia i sprawiła, że zapoznałam się z tematem unikatowym, rzadko poruszanym, a tak istotnym i należącym wbrew wszelkim pozorom do naszej codzienności.