Chyba jest ze mną coś nie tak, bo ludziom się książka podoba. A mnie? Ano gdyby nie postacie poboczne, to po kilku kartkach rąbłabym książkę w kąt. Griszaverse jest fajne, no i ciekawe, ale nie, bo Alina - główny powód irytacji. Sytuację ratują postacie poboczne i znowu, tak, jak tom drugi, czytałam głównie dla nich. Więc co mi się nie podobało? Ano...
Alina chce być szefową Armii, ale nie potrafi zagospodarować zasobów, reaguje zbyt emocjonalnie, daje się złapać w prostą pułapkę. Wciąż chce Mala, ale też i Nikołaja, a właściwie to nie, to może Aleksandra by chciała. Mówi, że się zmieniła, ale jak dla mnie wciąż jest dziewczyną z pierwszego tomu, jedynie ubraną w dwa wzmacniacze i nazwaną świętą. Nie przyzna się do wizji, bo "nazwą ją szaloną" (ale! to, że istnieją ludzie, którzy machną dłonią i rozwalą czyjeś serce na kawałki, to nie jest szalone?). Cóż, męczennik podejmujący decyzje pod wpływem chwili, tyle na twój temat, Alino.
Zmrocz potraktowany po macoszemu, ale i z tych kawałków wychodzi jedno, a nawet dwa. On naprawdę chciał, by Alina była z nim z własnej woli. Dwa tomy książek, wojny, zdrad, a on nadal wierzył... I drugie - gdyby Alina z nim została, gdyby nim pokierowała to kto wie, może krwi przelałoby się mniej, może by zmienił swój plan, może... Może, bo się nie dowiem (ale myślę, że to było możliwe, Alina jednak miała na niego wpływ. Kiepski, bo to irytujące dziecko, ale jednak).
Mal zaś jest postacią, którą lubię, pomimo że nie r...