Alina Starkov to sierota, która jedynie cieszy się z towarzystwa jej przyjaciela z dzieciństwa, Mala. Na co dzień dziewczyna jest kartografem, a on żołnierzem. A ich oddziały zostają wysłane do przekroczenia Fałdy Cienia, obszaru połaci mroku oraz pełnego nadnaturalnych potworów. Kiedy pułk Aliny zostaje zaatakowany, tajemnicze i uśpione moce dziewczyny zostają niespodziewanie obudzone. Powoduje to, że staje się ona nadzieją na pokonanie mrocznego obszaru, który polepszy życie wielu mieszkańców jej rodzinnych stron.
Tak jak większość osób, po “Cień i kość” sięgnęłam po obejrzeniu serialu, który pojawił się jakiś czas na Netflixie. Co prawda, parę lat temu czytałam “Szóstkę wron” z tego samego uniwersum, jednak za dużo już z niej nie pamiętam. Można więc powiedzieć, że było to dla mnie odświeżenie informacji ze świata griszów. Jednak sama fabuła nie była mocno porywająca. W wielu momentach wręcz się nudziłam. I chyba takie główne punkty, gdzie akcja naprawdę się dzieje to początek i koniec książki. Pod tym względem trochę się zawiodłam, bo opis książki sugerował trochę co innego.
Sami bohaterowie również nie są rewelacyjni. Alina to taka typowa bohaterka młodzieżówek, co to jest szarą myszką i nagle okazuje się niezwykłą wśród tłumu. I niestety ostatnie była dla mnie nijaka, przez co ani ją lubię, ani nie lubię. To samo się tyczy Zmrocza, który miał nad nią pieczę w akademii. Prawie go nie było książce, przez co nie mogę...