Komedia, która tańczy z walcem. Trudno powiedzieć, czy Szwejk jest idiotą, jak widzą go inni, wariatem z długim jęzorem, którym wiecznie operuje - wprawiając kompanów we wściekłość. To nie jest tak, że Szwejk celowo robi burdy i komplikuje żołnierski obowiązek, to jakaś chora, maniakalnie deprymująca część osobowości, która nie zauważa, że wojna jest mroczniejsza niż mu się wydaje. A może to jakaś skryta filozofia, żeby wszystkim dopieprzyć? I śmiać się z tego, że za moment zawiśnie za dezercję? Dziwna to postać, rozgadana, nietaktowna, nie traktująca niczego na poważnie, wprawiająca się w spiralę kłopotów, jakby jego umysł przyciągał nieszczęścia. ,,Melduję posłusznie'' w jego wykonaniu brzmi jak okrutny żart z oficerów. Ciężko mi nazwać ją antywojenną - raczej anty zbiorową, bo Szwejk jest wodzirejem na pełnym etacie. Ciągle wynajduje nowe anegdotki, nowe historyjki, aby zbić z pantałyku wysokiej rangi mundurowego kamrata. Może to typ idioty, który celowo podburza i tylko mu się wydaje, że jest inaczej? Jego swawolność i bezmyślność jest zabawna, ale nie traktuję tej postaci jako karykatury - raczej odszczepieńca, który nie rozumie idei wojny.