Fragment: Znany był pod przybranym imieniem Marignana. Był to słuszny, chudy ksiądz, fanatyk, zawsze egzaltowany, ale prawy. Wszystkie jego wierzenia były stałe, bez jakiejkolwiek chwiejności. Wyobrażał sobie szczerze, że zna swojego Boga, że wniknął w jego cele, w jego wolę, w jego zamiary. Kiedy się przechadzał wielkimi krokami po alei swojego małego wiejskiego probostwa, wciskało się niekiedy do jego głowy pytanie: „Dlaczego to Bóg zrobił?" I dociekał uporczywie, stawiając się myślą w położeniu Boga, i prawie zawsze znalazł odpowiedź. On nie szeptał uniesiony pobożną pokorą: „Panie, zamiary twoje są niedocieczone!“ Powiedział sobie: „Jestem sługą Bożym, powinienem, powinienem więc znać racje jego działania i odgadywać je, jeżeli ich nie znam". Wszystko w naturze wydawało mu się stworzonym z bezwzględną i podziwu godną logiką. Wszystkie „dlaczego" i „bo" utrzymywały się zawsze w równowadze. Świty były dlatego, żeby wesołymi czynić przebudzenia, dnie, żeby płody ziemi dojrzewały, deszcze, żeby je zraszać, wieczory, żeby przygotować do snu, a ciemne noce, żeby spać.