Tym razem zaczęłam cykl o Maggie O'Dell "po bożemu" czyli od początku i to nawet nie od pierwszego tomu, tylko od prequela, czyli jak niektórzy mawiają od tomu 0,5. Maggie jest tutaj jeszcze bardzo młodą, ale już doświadczoną agentką FBI, specjalizującą się w tworzeniu portretów psychologicznych, zabójców i seryjnych morderców. O'Dell jest bardzo sumienna i pracowita, bardzo poważnie traktuje swoją pracę. Ba, ona sama jest swoją pracą. Mimo że ma męża i matkę, to jej relacje rodzinne dalekie są od dobrych, są co najwyżej, poprawne. Z tej części dowiemy się sporo o domu rodzinnym agentki i jej stosunkach z rodzicami.
Jednak główną osią tej części jest oczywiście kolejny morderca i kolejny orzech do rozgryzienia dla śledczych, oraz dla pani profilerki. Nowością dla Maggie jest to, że tym razem jej szef zabiera ją na miejsce zbrodni. Do tej pory i miejsce zbrodni i zwłoki, agentka oglądała tylko na zdjęciach w zaciszu swojego bezpiecznego biura. Wyjazd w teren i obcowanie z tym co zrobił zabójca "na żywo", wiele zmienia w życiu O'Dell. Są to zupełnie nowe, ekscytujące, ale i niekomfortowe doznania dla zmysłów i intuicji pani profiler.
Przyznaję, że książkę czytało się całkiem dobrze i zapewne kiedyś jeszcze sięgnę po coś tej poczytnej autorki, jednak postać profilerki nie szczególnie przypadła mi do gustu. Jej zachowanie również według mnie, pozostawia wiele do życzenia. Doświadczona agentka, uprawia totalną wolnoamerykankę. Wyrusza na akcję samiuteńka NIK...