Epatowanie czytelnika niezwykle dokładnymi i sugestywnymi opisami robactwa (czerwi much plujek) konsumującego z uroczym chrzęstem ludzkie zwłoki, nie ratuje sprawy – „Zło konieczne” jest nużąco przewidywalne i po prostu umiarkowanie ciekawe. Zacząłem, to i skończyłem, ale chyba tylko dlatego, że w tym momencie nie miałem zupełnie nic innego do czytania – brnięcie przez tę książkę było więc dla mnie złem koniecznym.
Maggie O’Dell, specjalistka od portretów psychologicznych seryjnych morderców, znów zmaga się z nieuchwytnym zabójcą, który w spektakularny sposób likwiduje księży, którzy kiedyś robili różne brzydkie rzeczy chłopcom, ale także – a może przede wszystkim – z upiorami własnej przeszłości. Dawniej takim upiorem był Robert Stucky (jeśli dobrze zapamiętałem personalia tego pana), teraz, podejrzany o koszmarne zbrodnie, ksiądz Keller, który tutaj z kata zamienia się w potencjalną ofiarę.
Przyznam, że dość trudno mi jest rozszyfrować zamysł autorki. Powieści sensacyjne adresowane do kobiet, w których opisy stanów uczuciowych bohaterek przeważają (albo prawie) nad ulubioną przez panów dynamiczną akcją, nie są niczym nowym. Pisywał takie Sydney Sheldon, pisywała swego czasu Nora Roberts. Jednak u Kavy brutalność opisów do takiej konwencji nie pasuje. Czyżby próba stworzenia dzieła uniwersalnego? W takim razie zapraszam autorkę do oglądanie polskiej telewizji – tu nawet w reklamach mówią, że jak coś jest do wszystkiego, to tak naprawdę jest do niczego....