Adrianna po ponad roku separacji na nowo zakochuje się w swoim prawie byłym mężu. I to ze wzajemnością. Szczęście niestety nie trwa długo, bo na horyzoncie już zbierają się ciemne chmury…
Miałam ochotę na lekką, może nawet wakacyjną lekturę i skusiłam się na „Port nad zatoką” z powodu okładki. Jednak to nie była lekka książka, ale absolutnie nie żałuję, że ją przeczytałam. Bardzo lubię literaturę obyczajową, a Majcher w ten gatunek potrafi wyśmienicie 😊
Przeżywałam wszystko razem z Adrianną. Nie zawsze od razu rozumiałam co nią kierowało, ale potem za każdym razem uśmiechałam się do niej i po cichu mówiłam „tak trzymaj, dziewczyno”. Jej historia nie jest niczym nadzwyczajnym, może zdarzyć się każdej z nas - choć nikomu nie życzę przechodzić przez taki ból - ale wciągnęła mnie bardzo i dała do myślenia. Autorka nie bawi się tutaj w słodzenie i opisywanie idylli, która nie ma prawa bytu. Mam nieodparte poczucie, że inspiracje czerpie z życia. Ja miałam wrażenie, że czytam o kimś, kogo znam, że to historia kogoś mi bliskiego. Brawo!
Zakończenie genialne. Bardzo mi się podobało. Choć mi się nie podobało - tak, wiem, jak to brzmi - to mi się podobało. Przeczytajcie, to będziecie wiedzieć, co mam na myśli 😊