Fragment: Nożownik obrócił się twarzą do przewoźnika. – Płyń tam. – Wskazał ostrzem na łachę, porośniętą gęstwiną bezlistnych krzewów. Wiosła zastygły w pół ruchu. Również chłopak na dziobie przestał pracować drągiem. – Robotę przez was stracę – jęknął przewoźnik. – Powiesz, że bałeś się o życie – podpowiedział zbir z czekanikiem. – Wysadzisz nas tam razem, z tym tłustym parchem, a potem zapomnisz, że coś widziałeś. Korpulentny jegomość zbladł i przetoczył spojrzeniem po otaczającej łódź lodowatej wodzie, jakby rozważał ucieczkę wpław. Nagle jego wzrok spoczął na poruczniku. Nożownik wychwycił to natychmiast, jego wąskie wargi rozciągnął okrutny uśmieszek, a zimne oczy wpiły się Joachima. – To dotyczy również ciebie, pludraku, pojmujesz? Porucznik westchnął boleśnie w duchu. Po prawdzie mało obchodził go los pechowego jegomościa. Jednak co innego udać, że się nie widzi czegoś z daleka, a co innego, gdy crimen dzieje się tuż obok. Ponadto obawiał się, że grubasek w przypływie paniki lub odwagi zacznie się szamotać i wtedy wszyscy wylądują w rzece. Hirsz uniósł głowę, a w jego oczach pojawił się lodowaty błysk, jednocześnie dłońmi odgarnął poły płaszcza, odsłaniając flintpas z krócicami. Palce zacisnęły się na inkrustowanych srebrem kolbach. Rzeczpospolita Anno Domini 1649. Skrwawiona przez Chmielnickiego tli się niczym beczka prochu. Ioannes Casimirus Rex. Albo raczej Initium Calamitatis Regni! Ojczyzna? Ot, postaw czerwonego sukna, a każdy drze do siebie, by w garści na karmazynowy płaszcz zostało. Ale Tajna Kancelaria czuwa! W sekretnej wojnie agentów nie ma reguł. Tu tylko śmiałych cenią. I nie ważne, czy przyjdzie podrzynać gardła, podpisać krwią diabelski cyrograf, czy podstępem uwieść sukuba. Liczy się dobro królestwa! Rzeczpospolita musi trwać! W oplecionej pajęczyną spisków Warszawie, porucznik Joachim Hirsz, instygator królewski, musi stawić czoła prawdziwie demonicznej intrydze.