Po raz kolejny przekonuję się, że książki J.C.Tudor mają w sobie wszystkie składniki potrzebne do stworzenia naprawdę dobrego thrillera - mała angielska wioska, żyjąca nieco w oderwaniu od wielkiego świata, pełna tajemnic i zabobonnych wierzeń, do tego stara kaplica,stary opuszczony dom, narzędzia dla egzorcysty oraz mroczne wizje… Do tego naprawdę intrygująca - już choćby ze względu na wykonywaną profesję - bohaterka oraz ciekawy pomysł fabularny, pełen sekretów i zaskoczeń.
Chapel Croft zapewne nie jest miejscem, do którego ktoś z chęcią się przeprowadza, w wiosce w XVI wieku spalono na stosie dwie nastolatki,które według miejscowej legendy wciąż straszą mieszkańców, trzydzieści lat temu zginęły tu dwie młode dziewczyny, a przyjazd Jack Brooks poprzedziło samobójstwo pastora…
W tym specyficznym miejscu od razu daje się wyczuć hermetyczny klimat, niechętny przybyszom z zewnątrz, atmosfera wzajemnej nieufności jest wszechobecna od pierwszej chwili pojawienia się Jack na plebanii.
Fabuła rozwija się ciekawie, wchodzimy coraz głębiej w dosyć ponurą atmosferę lokalności, autorce udaje się nie tylko trzymać nas w napięciu ale również podkręcać towarzyszący czytelnikowi niepokój. Trzeba przyznać, że J. C. Tudor jest niezła w podsycaniu dreszczyku gęstego już i tak nastroju, myślę, że to zdecydowanie wyróżnia jej powieści pośród wielu różnych tego gatunku, choć w przypadku "Płonących dziewczyn" miałam odczucie, że t...