Jak dotąd każda książka autorki była dla mnie strzałem w dziesiątkę, tak tym razem coś nie zagrało. Mam bardzo mieszane uczucia, bo z jednej strony nie ma konkretnej rzeczy, do której mogłabym się przyczepić, a z drugiej już podczas lektury, jak i długo po niej, nie mogę się pozbyć wrażenia, że to najsłabsza książka C.J. Tudor, jaką przeczytałam.
Joe Thorne wraca do miejscowości, w której się wychował i podejmuje posadę nauczyciela. Powrót do społeczności, w której każdy zna każdego okazuje się niełatwy. Szczególnie, że zamieszkał w domu, w którym doszło do makabrycznej zbrodni. Mężczyzna jednak ucieka przed mafią, która ściga go za długi, więc takie rzeczy nie robią na nim wrażenia. Ktoś ewidentnie jest niezadowolony z powrotu mężczyzny i stara się na wszelkie sposoby go wykurzyć. W swoich działaniach nawiązuje do wydarzeń sprzed wielu lat, kiedy to młodsza siostra Joe’go, Annie zniknęła bez śladu na dwa dni, po czym wróciła. Całkowicie odmieniona i na swój sposób przerażająca.
Lubię napięcie w thrillerach, ale tutaj stało się coś dziwnego – mam wrażenie, że narrator momentami specjalnie utrzymywał pewne fakty w tajemnicy przed czytelnikiem, grając w dziwną grę na zasadzie: wiem, ale nie powiem. Takich momentów było kilka, jednak nie zwiększyły one odczuwanego przeze mnie napięcia, a wręcz sprawiły, że z zażenowaniem przewróciłam oczami.
Nie poczułam więzi z żadnym z bohaterów. Do tej pory ciężko mi powiedzieć co się tak naprawdę wydarzyło w t...