Zdałem sobie sprawę, co mnie drażni w większości amerykańskich produkcji literackich i kinowych z pogranicza fantastyki i horroru. Okazuje się, ze z małymi wyjątkami głównym wrogiem człowieka jest zawsze prawica, a ściślej - sam Pan Bóg i jego przyjaciele. Niecni politycy motywują swe knowania obrona tradycyjnych wartości. Największym demonem zbrodni będzie lekarz antyaborcjonista, Kościół dopuści się mordów, pragnąc zataić bezsporne odkrycia, że nigdy nie było Chrystusa... A w ogóle zła jest władza, hierarchia, porządek. Resztki dobra ostały się w szarych ludziach, najlepiej kolorowych, o liberalnych preferencjach seksualnych. Jak dalekosiężny cel przyświeca dzisiejszym "dyktatorom umysłów", usiłującym zniszczyć tradycyjne struktury i dobić Boga? A co potem? Na temat takiego Świata po Świecie żadnej fantastycznej utopii nie przeczytałem. I dlatego co pewien czas musze sobie sam coś takiego napisać. (Marcin wolski)