Abby wybiera uniwersytet jak najdalej od domu, by uciec od przeszłości i żyć nowym „ja”. Travis z kolei to uosobienie typowego bad boy’a, który w dodatku bierze udział w walkach. I jak to bywa – tę dwójkę do siebie przyciąga, choć sami ciągle się odpychają…
Byłam bardzo zaintrygowana tą historią, zwłaszcza, że w kinie leci teraz film. Cieszę się jednak, że zdecydowałam się ją czytać na czytniku, a nie kupować, bo bym sobie pluła w brodę…
Czuję się zażenowana tą lekturą. Abby i Travis są nijacy i przede wszystkim – niezdecydowani. Chociaż to bardziej Abby nie wie, czego chce. Niby obydwoje mają nakreśloną jakąś swoją historię, ale jak dla mnie to było za mało. W dodatku akcja pędzi jak szalona, a oni raz ze sobą są, raz nie. Nie potrafiłam też zrozumieć postępowania tej dwójki i po prostu całość tak bardzo mnie irytowała, że większość przekartkowałam…
Podejrzewam, że film wypada dużo lepiej i w sumie, czytając książkę, miałam wrażenie właśnie, jakby ktoś mi streszczał film…
No cóż. Książki nie polecam. Film prędzej czy później pewnie obejrzę i mam nadzieję, że faktycznie wypada dużo lepiej…