Abby pragnie uciec od swojej przeszłości. Wybiera uniwersytet położony jak najdalej od swojego rodzinnego miasta, gdzie nikt, oprócz najlepszej przyjaciółki nie zna jej głęboko skrywanej tajemnicy. Dziewczyna chce zapomnieć o dzieciństwie, które spędziła w towarzystwie matki alkoholiczki i ojca hazardzisty. Ma określony plan na życie, jednak wszystko zaczyna się burzyć, gdy poznaje jego...
Travis Maddox nie pasuje do zaplanowanej i ustabilizowanej przyszłości Abby. Bierze udział w nielegalnych walkach, jest wytatuowanym twardzielem, który zmienia kobiety jak rękawiczki. Abby go intryguje, nie ulega jego wpływowi na samym początku, nie zwraca na niego uwagi i robi wszystko, by go do niego zniechęcić. Travis jednak coraz bardziej interesuje się dziewczyną, dlatego proponuje jej pewien zakład. Czy Abby go przyjmie?
Zacznę od tego, że spodziewałam się czegoś lepszego. Po opisie na okładce i hasłach, które promowały książkę w mediach jak intensywną, niebezpieczną i wciągającą lekturę sprawiły mi tylko większy zawód. Nie zrozumcie mnie źle, książkę czyta się naprawdę dobrze, zważywszy na to, że nie jest ona krótka. Nie była to jednak lektura, od której nie mogłam się oderwać i która na długo zapadnie mi w pamięć. Nie zakochałam się w „Pięknej katastrofie”, tak jak według opisu zrobiły to młode Amerykanki. Była przede wszystkim bardzo schematyczna książka, która nie zaskoczyła mnie niczym szczególnym.
Polubiłam Abby, która była w miarę rozsądną i normalną bohaterką, miała własny rozum i zdanie, potrafiła się postawić i bronić swoich przyjaciół. Według mnie czasami była zbyt uległa i za łatwo wybaczała Travisowi, który nieraz ją zranił. W pewnym momencie głupio uniosła się dumą, co trochę mnie zirytowało, ponieważ jej zachowanie przysporzyło tylko wszystkim bólu i problemów. Zabrakło mi jednak wiadomości na temat jej przeszłości, przed którą tak uciekała. Poznajemy jej sekret, ale wszystko inne zostało opisane dość ogólnikowo, autorka nie zagłębiała się w szczegóły, dlatego miałam wrażenie, że tylko musnęłam powierzchnię tego tematu, który można było w ciekawy sposób rozwinąć.
Największymi minusem tej książki był bezapelacyjnie Travis Maddox. To typowy zepsuty chłopak, który pomimo wybuchowego charakteru i porywczości ukrywa w sobie głębsze uczucia. To niesamowicie irytujący bohater, który, mimo że studiuje i jest dorosły, wcale się tak nie zachowuje. Kobiet nic dla niego nie znaczą, traktuje je przedmiotowo i nie obchodzą go ich uczucia. Nie umie normalnie porozmawiać o problemie, woli go zapić i znaleźć kolejną dziewczynę, którą mógłby wykorzystać, raniąc przy tym Abby. Nie mogłam wymyślić co takiego siedzi mu w głowie i każe robić te wszystkie głupie rzeczy, bo, pomimo że się starał to i tak zawsze potrafił wszystko zniszczyć.
Związek Abby i Travisa, który co jest oczywiste, narodzi się wcześniej czy później z każdą kolejną stroną stawał się coraz bardziej toksyczny. Travis był zaborczy wobec Abby, dziewczyna musiała mu mówić, gdzie się wybiera, co mam w planach, na konkretny dzień, jeśli nie przebywał z nią cały czas, co nie zdarzało się często. Z czasem zaczął traktować ją jak swoją własność, uważał, że jest dla niego wszystkim, ale gdy musiał dokonać wyboru, ostatecznie postawił ją na drugim miejscu.
Nie mogę Wam z czystym sumieniem polecić tej książki. „Piękna katastrofa” była przyjemną lekturą na zabicie czasu, ale niczym więcej. Jeśli szukacie książki z przesłaniem i morałem, który będziecie mogli z niej wynieść, to tutaj tego nie znajdziecie. To historia o miłości wbrew wszystko, która nie wywołała u mnie żadnych głębszych uczuć, nie przyspieszyła o szybsze bicie serca, była po prostu przeciętna i niezbyt wymagająca.