"Piękna katastrofa" to jedna z tych pozycji, których po przeczytaniu pierwszych recenzji wiem, że muszę mieć. Grzeczna, przykładna dziewczynka i książkowy, wypisz wymaluj, niegrzeczny chłopiec to zawsze apetyczna mieszanka. "Intensywna. Niebezpieczna. Uzależniająca" zapowiada wydawnictwo. Czy książka sprostała temu wygórowanemu opisowi?
Abby, aby uciec przed demonami przeszłości wraz z najlepszą przyjaciółką, Mere, rozpoczyna nowe życie na odległej o tysiące kilometrów uczelni stanowej. Nosi kaszmirowe sweterki, chodzi na zajęcia, przykłada się do nauki. Trzyma się z daleka od problemów. Wszystko zmienia się w dniu, kiedy za namową przyjaciółki w scenie niczym z "Fight club" ląduje na wieczorze walk. Tam poznaje Travisa Maddoxa, którego każda cząstka ciała krzyczy: "uciekaj, kłopoty!". Umięśniony, pokryty tatuażami, zaliczający panienki szybciej niż można nadążyć, a do tego piekielnie przystojny. Abby widzi w nim wszystko od czego próbowała się odciąć, ale im bardziej próbuje trzymać się od niego z daleka, tym bardziej on stara się przybliżyć do niej.
Czytając "Piękną katastrofę" nie jeden raz możemy odczuć wrażenie déjà vu. Niegrzeczny chłopiec zakochuje się w przykładnej uczennicy i dla niej zmienia całe swoje życie. Jednak pomimo tego, że wiemy (lub domyślamy się) co może się stać, książkę pochłania się błyskawicznie. Lekki i przyjemny styl Jamie McGuire wciąga już od pierwszych stron i nie pozwoli się oderwać dopóki nie dobrniemy do końca. Wielowątkowość, perypetie miłosne, kłopoty i barwna fabuła zapewniają chwile wytchnienia i rozrywki, przy których nie da się nudzić.
Tym, co najbardziej mnie rozczarowało to kreacje głównych bohaterów. Odniosłam wrażenie, że autorka próbowała upchnąć w nich zbyt wiele. Abby niby jest bardzo grzeczna, ale nie do końca. Potrafi pokazać pazurki, chociaż nie zawsze wtedy kiedy trzeba. Z jednej strony jest bardzo bystra, ale z drugiej postępuje lekkomyślnie i nierozważnie. Zamiast sprostać problemom pakuje walizki i ucieka. Najbardziej brakuje stanowczości w tych momentach, kiedy byłaby najmilej widziana.
Większym rozczarowaniem był Travis. Momentami nazbyt idealizowany: walczy najlepiej, ma cudne umięśnione ciało i sześciopak, ale nie poświęca ani minuty na treningi czy wymyśle diety. Wręcz przeciwnie. Pali jak smok i alkoholizuje się na umór. A jeśli gdzieś ćwiczy to wyłącznie na kanapie w salonie z panienką albo lepiej dwiema. Wszystkie dziewczyny wiedzą, że uznaję tylko seks na jedną noc, ale to nie przeszkadza im żeby pakować mu się na siłę do łóżka. Nie może się wręcz odpędzić od wielbicielek! Jednak to jeszcze mogłoby gdzieś umknąć gdyby nie to... że jest po prostu przerażający. Czy mężczyzna, który jest zaborczo zazdrosny jest atrakcyjny? Który atakuje każdego faceta patrzącego się na ciebie? Który zrobi awanturę o postawionego drinka? Który przerzuci cie przez ramie, jak neandertalczyk i wyniesie z imprezy, jeśli zatańczysz z kimś innym? Jamie McGuire chciała stworzyć seksownego i silnego faceta, a stworzyła niebezpiecznego, pozbawionego kontroli psychopatę od którego każda zdrowo myśląca dziewczyna powinna trzymać się z daleka.
W zachowaniu Mare i Shepley również nie jeden raz brakowało logiki i zachowywali się bardziej jak gimnazjaliści niż studenci, ale na tle reszty wypadli na prawdę korzystnie.
Travis i Abby nawet pomimo swoich niedoskonałości mogliby stworzyć na prawdę dobry związek. Niestety w przypadku jakichkolwiek trudności ona od niego ucieka, a on zachowuje się jak stalker i nie pozwala od siebie odejść. Jak to słusznie ujęła Abby, traktuję ją jak swoją własność lub jak pies, który sika na hydrant. Problemy najlepiej rozwiązują w łóżku po dużej liczbie wypitego alkoholu.
Nie mogę powiedzieć, że żałuję sięgnięcia po "Piękną katastrofę". Niewątpliwie była to przyjemna i wciągająca książka, choć momentami jej drobne niedociągnięcia i mankamenty były przytłaczające i wręcz irytujące. Spędziłam przy niej kilka miłych wieczorów, ale niestety nie sprostała moim oczekiwaniom. Zdecydowanie to nie jest pozycja, którą można nazwać "intensywną, niebezpieczną, uzależniającą". Chociaż w drugim przypadku wydawnictwo miało trochę racji. Travis Maddox to typ faceta, od którego trzeba trzymać się z daleka! ~ hybrisa