Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać „Ciemno, prawie noc”, a z racji tego, że lektura ta mnie nie porwała, nie spieszyłam się do poznania innych książek Joanny Bator. Zostałam jednak mile zaskoczona, bo choć „Piaskowa góra” nie wciągnęła mnie od pierwszych stron, z każdym kolejnym rozdziałem byłam pod coraz większym urokiem świata stworzonego przez Autorkę.
Zacznę od języka, jakim napisana jest powieść. Każde zdanie zdaje się być literacką perełką, jakby pisarka poświęcała mu całą swoją uwagę. Dlatego też początkowo lektura nie sprawiała mi przyjemności – zamiast skupić się na treści, cała moja uwaga wędrowała ku formie. Gdy jednak osiągnęłam równowagę z tej kwestii, z przyjemnością zagłębiłam się w historię Jadzi Chmury i jej rodziny.
Sama nie pamiętam czasów PRLu, ponieważ urodziłam się u jego kresu, znam ten czas bardziej z opowieści, książek czy filmów, ale „Piaskowa góra” zdaje się wiernie oddawać klimat tamtych lat: bloki pełne niedoróbek, drobne cwaniactwo, paczki z zagranicy, marzenie o lepszym życiu na zachodzie.
U początków tej sagi rodzinnej leżą przesiedleńcze trudy rodziny Stefana Chmury oraz wojenne losy Zofii Maślak (matki Jadzi). I właśnie historia Zofii najbardziej przypadła mi do gustu – trudy życia w pojedynkę, niesienie ciężaru tajemnicy i życie po wiejsku, w zgodzie z naturą.
Cała ta historia jest tym bardziej fascynująca, że taka normalna, niespektakularna, jakich mogło być w rzeczywistości wiele. Autorka poka...