O matko i córko, jakie to beznadziejne!!! Sam pomysł, choć nie odkrywczy, byłby całkiem do przyjęcia, w takim czytadełku jestem w stanie zaakceptować i kilka nieszczęść na raz (utrata pracy i męża), i apodyktyczną ciotkę, i brata przyjaciółki z dzieciństwa i nawet legendę i duchy. Wszystko jednak zależy od realizacji, a tu nie powiem, że kuleje, ale ledwie się czołga.
Tekst jest niby poprawny, ale tak drewniany, że aż zęby bolą, zero polotu, zero wciągnięcia w historię, takie po kolei ułożone ple, ple, ple. Wkurzało mnie, że autorka mówiła o swojej bohaterce na zmianę po imieniu i po nazwisku - taka forma gryzie. Bohaterka też mnie wkurzała, niby się oburza, że ciotka i Olek tak nią dyrygują, że aż chłopinę obija torebką, ale za chwilę robi dokładnie to, czego chcą. To czy się buntuje, czy podkłada? Wątek "romantyczny" też kompletnie nie ma w sobie ikry, nawet opisy zbliżeń są po prostu nudne, zero emocji.
Wszystko się dzieje tak trochę deus ex machina - nagle się okazuje, że ciotka Hortensja ma jakieś wielkie pieniądze, choć nie wiadomo skąd (pod koniec wychodzi na jaw, że jest szefową międzynarodowej korporacji - bardzo śmieszne), Olek ma odruchy klasycznego mafioso (kiedy jakiś gość ich zbluzgał na parkingu, to przekazał komuś jego numer rejestracyjny i nagle kolesia ktoś zepchnął z szosy - really???), Gabi ciągle wpada w jakieś tarapaty, więc trzeba jej zapewnić ochroniarza (a podobno facet jest wykładowcą na uczelni i rybakiem), ogólnie beznadzieja. Pod koni...