Fragment: Jak żyję, nie doświadczyłem większego zdziwienia nad to, którym przejęło mię opowiadanie, czy wyznanie tego zacnego, wykształconego, przyjemnego, nade wszystko zaś bardzo, bardzo majętnego pana Seweryna Dorszy. Kiedy taki człowiek mówi, wierzyć trzeba; a jednak któżby przypuszczał, któżby mógł się spodziewać? Więc słusznym jest rozkaz dany człowiekowi, aby nie czynił się sędzią bliźniego swego? Tak, tak! Bo czasem na nieznanym dnie czyjegoś serca leży w ukryciu taki brylant, że niech się przed nim i Książę-Rejent z angielskiej korony schowa! Tylko, że samo jedno widzi go oko boskie. .. Chyba jedno boskie oko widzieć mogło, że ta panna Róża posiada wr ogólności brylant, gdyż dla ludzkich oczu jest to sobie taka niezajmująca i nie znacząca figurka, co to ją można sto razy widzieć, a niespodziewanie spotkawszy, nie poznać, i sto razy spotkać, a ochoty do najmniejszego zbliżenia się nie doświadczyć. Ani młodości, ani wdzięków, ani wyższej inteligencji, ani stanowiska w świecie — słowem nic z tego wszystkiego, co może zbliżającemu się człowiekowi przynieść zysk pod postacią jakąkolwiek, więc też na zbliżenie zasługiwać. Bo tak: jeżeli kobieta jest piękną, choćby nieszpetną, choćby tylko młodą, to tam człowiek różnych przyjemności kapitalnych lub pomniejszych spodziewać się od niej może; jeżeli znowu posiada inteligencję niezwyczajną, dowcip, talent, to oprócz konwersacji przyjemnej i tego miłego podrażnienia ciekawości, które każda niezwykłość obudzą, jest jeszcze w perspektywie niejaki odblask, rzucany przez wszelką rzecz błyszczącą na tych, którzy się do niej przybliżają.