Przede wszystkim na początku w oczu rzuca się niezwykła plastyczność, barwność opisów. Zachwycać się można w tej powieści każdym zdaniem. Z tego między innymi powodu dostrzegalne jest podobieństwo do romantyzmu(co nie jest dziwne, bo Virginia Woolf to czołowa przedstawicielka angielskiego modernizmu), które mi nie przeszkadzało. Szkolne lektury polskiego romantyzmu męczyły mnie niemiłosiernie, więc trochę dziwi mnie to, że "Orlando" przypadł mi do gustu.
Im dalej zagłębiałem się w książce, tym miałem większe wrażenie, że fabuła jest tutaj w zasadzie maską, pretekstem do rozważań filozoficznych. Nie dostałem w "Orlandzie" genialnej fabuły, a nawet wręcz przeciwne- zakończenie było rozczarowujące, natomiast nie przeszkadzało mi to. W zamian za to otrzymałem masę rozważań na temat literatury(jej roli w życiu człowieka), dwoistości płci, tożsamości, pięknie).