Książka pani Delinsky, wręcz obfituje w same tragedie i nieszczęścia. Zaczyna się bardzo poważnie, Deborah Monroe rozwiedziona pani doktor, jedzie samochodem wraz ze swoją szesnastoletnią córką, Grace. Warunki pogodowe koszmarne, ciemno i lejąca się ściana deszczu sprawia, że samochód jedzie bardzo powoli. Mimo tego dochodzi do wypadku. Samochód Deborah potrąca człowieka. Później następuje to co zawsze, śledztwo, protokoły, badania sprawności auta, przesłuchania itd. Jednak przy zeznaniach, bardzo, zawsze uczciwa pani doktor, zaczyna się mijać z prawdą. Nie, żeby zaraz kłamała, po prostu nie mówi o tym, o co jej nie pytają.
Właściwie cała akcja osadzona jest bardzo mocno na międzyludzkich relacjach. Głównie rodzinnych. Deborah, prócz nastoletniej córki, ma jeszcze chorego na oczy młodszego syna. Więc mamy kolejne nieszczęście. Niedawny rozwód również wciąż kładzie się cieniem na jej życie. Pani doktor nie bardzo pojmuje, dlaczego mąż ją zostawił. Trudne relacje z ojcem, niedawna śmierć ukochanej matki. Niechciane sekrety i tajemnice.
Autorka zdaje się całkiem sprawnie lawirować i ogarniać te wszystkie zdarzenia i relacje, dużo tu różnych rodzinnych rozmów, dywagacji, spekulacji. Czytało mi się nawet z dużą dozą ciekawości, jak to wszystko się rozwiąże. Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że jest coraz więcej powtórzeń, obracanie jednego zdarzenia, wielokrotnie przez wszystkich, tak zwane "wałkowanie". Zaczęłam też dostrzegać, dramatyzm nieadekwatny do ...