Nie mogę pozbierać myśli po tej książce…
To była piękna historia okraszona zwątpieniem, samotnością, bólem, stratą, nieszczerością, walką z samym sobą.
Płakałam nad losem Uki i nad tym jak zmieniła swoje życie po spotkaniu Laury…
Nie zawsze to były łzy pełne smutku, ale również wzruszenia.
Strata najbliższej osoby często powoduje, że nasze życie kompletnie się rozpada, nawet rzeczy, który były naszą największą pasją staja się bez znaczenia…
Tego doświadczyła Uka, zapomniała o skrzypcach…
A Laura… było mi jej zwyczajnie żal. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania w takich warunkach, w przysłowiowej złotej klatce. Na zewnątrz ludzie myślą: „ale ona ma wspaniałe życie”… ale pozory często mylą i za drzwiami własnego domu, można być nieszczęśliwym, a pogłębia to niewiedza bliskich i fakt, że nawet oni nie dostrzegają naszego smutku, niemocy, rozpaczy.
Dwie kobiety, każda z inną historią, ale walczyły z podobnymi emocjami, z niezrozumieniem, ze stratą, która może też dotyczyć nas samych. Utracenie swojego własnego ja, swojej energii, swoich pasji, marzeń, bezpieczeństwa jest czymś okropnym.
I na przykładzie starszej pani Urszuli, nie zapominajmy o takich osobach, podajmy im pomocną dłoń, chociaż to nie zawsze będzie łatwe, ale może uda nam się choć odrobinę uwolnić takie istoty z letargu, aby później nie mogły przyznać przed sobą, że życie...