Niemal miesiąc temu premierę miała książka, która absolutnie zachwyca swoją okładką, ale czy można również powiedzieć to samo o treści, którą czytelnik znajduje tuż za tą cudowną grafiką?
W sumie pewnie wiele osób spyta, dlaczego skusiłam się na tę książkę. To nie są moje klimaty i rzadko sięgam po tego typu literaturę, ale przyciągnął mnie opis i sama autorka, bo czytałam już jej jedną książkę, po którą sięgnęłam dosłownie w ciemno. Ot, spodobała mi się okładka, była dostępna na legimi, więc zwyczajnie dodałam ją na półkę na czytniku i zagłębiłam się w tamten świat. Ale dzisiaj nie o tamtej powieści, a o "Nie mówiąc nikomu". Już Wam opowiadam, o czym jest i czy według mnie jest warta uwagi i poświęcenia kilku godzin na jej przeczytanie.
To, co standardowo zaczniemy od tego, o czym ta książka właściwie jest. Poznajemy Laurę i Maksymiliana, którzy wydają się być typowym małżeństwem. Czy aby na pewno? Każde z nich skrywa jakieś tajemnice i zwyczajnie okłamuje innych. Może z tego powstać zdrowa relacja? No właśnie to jest bardzo ważne pytanie, bo przez to oboje zaczynają mieć coraz więcej pretensji do siebie nawzajem i zaczyna ich to niszczyć od środka. Przecież ciężko dostrzec skrzętnie skrywany ból, który pożera człowieka od wewnątrz. I niestety, jeśli pojawiły się również dzieci, a w tym przypadku tak, to kiedy małżeństwo zacznie się rozpadać, one również na tym ucierpią. Kłamstwo potrafi skutecznie popsuć wszelkie relacje między ludzkie. Nie sądzicie? Choć w pierwszych słowach opisu znajdziecie pytanie, które spowoduje, że wcale nie będzie to takie oczywiste i nie będziecie z góry osądzać, a może jednak będziecie? Musicie sprawdzić sami sięgając po tę książkę.
Musiałam przetrawić tę książkę. Po jej przeczytaniu dałam sobie dobrych kilka dni na to, aby przemyśleć, co chcę przekazać. Faktycznie, rzadko sięgam po taką tematykę głównie dlatego, że ciągle jest o tym samym i ciężko trafić na coś oryginalnego. Natomiast, w tym przypadku ta historia jest właśnie przede wszystkim inna i to w dobrym tego słowa znaczeniu.
Z jednej strony spotykamy bohaterów normalnych, takich, których moglibyśmy spotkać na ulicy, ale z drugiej są zupełnie nam obcy, a to przez to jak wykreowała ich autorka. Są jak najbardziej autentyczni i ma się wrażenie bycia obserwatorem, który chciałby im jakoś pomóc, ale nie może. Co gorsza, zmusza do zastanowienia się, ile takich par, rodzin spotykamy wokół siebie codziennie. Wydają się szczęśliwi, wręcz im zazdrościmy, że tak świetnie się im układa, a za zamkniętymi drzwiami, w czterech ścianach okazuje się, że jest bardzo źle. Może każdy się zastanowi, czy ktoś w jego otoczeniu nie potrzebuje, tak po prostu, pomocy, chociażby w formie rozmowy z drugim człowiekiem.
Ciekawa historia, niezwykle wzruszająca i powodująca, że człowiek zatrzymuje się na chwilę, aby pomyśleć, poobserwować otaczający go świat i ludzi. Bardzo gorzka, smutna prawda ukryta za sielanką i pozorami szczęścia, która prędzej czy później znajduje szczelinę między kłamstwami i wychodzi brutalnie na jaw rozbijając wszystko na swojej drodze.
Szczerze polecam! A Wydawnictwu Prószyński i S-ka bardzo dziękuję za egzemplarz!