W 2017 roku zachwyciłam się książką B.A.Paris. Już po pierwszej książce miałam przekonanie, że będzie to moja ulubiona zagraniczna pisarka. Pech chciał, że w 2021 roku przeczytałam Pozwól mi wrócić i ta lektura odrzuciła mnie na jakiś czas od twórczości autorki.
W tym roku postanowiłam dać jej szansę i po przeczytaniu opisu zdecydowałam się na Na skraju załamania. Było warto.
Cass Anderson wracała do domu na skróty podczas burzy. Zobaczyła zaparkowany na leśnej drodze samochód, lecz nie sprawdziła, czy kobieta w nim siedząca potrzebuje pomocy. Okazuje się, że kobieta nie żyje, a Cass zaczyna mieć wyrzuty sumienia, że nie udzieliła nieznajomej pomocy. Od śmierci kobiety, Cass popada w obłęd - zaczyna otrzymywać głuche telefony, nie pamięta kodu do alarmu, nie wie, gdzie zaparkowała samochód... Czyżby wrzuty sumienia nie dawały jej spokoju? A może to zabójca stara się doprowadzić ją na skraj załamania, bo jest przekonany o tym, że tamtej nocy go widziała.
Motyw, jaki miał miejsce, poznałam już w innej książce, ale nie mogę napisać jakiej, bo zdradziłabym kluczową zagadkę, przez to od samego początku podejrzewałam, by z każdym rozdziałem się upewnić, że mam rację co to tego, kto maczał w tym wszystkim palce. Mimo to książkę czytała mi się naprawdę dobrze. Poza tym autorka nieźle wybrnęła z całej tej zagadki kryminalnej zakończeniem, co skutkuje tym, że moje czytelnicze serce ocenia tę powieść 8/10.