Jeżeli, łaskawy czytelniku, lubisz pamiątki dziejów ojczystych, to przejeżdżając przez miasto Pryłuki w guberni połtawskiej, usłuchaj mojej rady: zatrzymaj się w nim na dobę, a gdyby właśnie była nie jesień i nie zima, możesz tam pozostać nawet dwie doby i, po pierwsze, poznać się z ojcem protojerejem Ilją Bodianskim, a po drugie, zwiedzić w towarzystwie tegoż ojca protojereja na pół zniszczony monaster Hustynię, z drugiej strony rzeki Udai, w odległości trzech wiorst od miasta. Mogę cię zapewnić, drogi czytelniku, że żałować nie będziesz. Jest to istne opactwo Saint-Clair. Znajduje się tu wszystko: i kanał głęboki a szeroki, napełniany ongiś wodą z cichej Udai, wał, i na wale wysoki zębaty mur z wewnętrznymi galeriami i strzelnicami, i nieskończone lochy czy katakumby, i płyty grobowe wrośnięte w ziemię pomiędzy ogromnymi, uschniętymi w górze drzewami, które być może posadził tutaj sam ktytor. Słowem, znajduje się wszystko, co jest potrzebne do najzupełniejszego obrazu w duchu romansopisarskim, ma się rozumieć, pod piórem jakiegoś Waltera Scotta albo innego podobnego opisywacza przyrody. A ja... wskutek ubóstwa swojej wyobraźni (mówiąc szczerze) nie wziąłbym się do takiej pracy, a zresztą, wyznam, nie o to mi w danym razie chodzi.
O ruinach Samojłowiczowskiej fundacji wspomniałem tylko tak sobie, dla zaokrąglenia mojej opowieści. Ja, proszę państwa, zwiedziłem te ruiny na zlecenie Kijowskiej Komisji Archeologicznej i, ma się rozumieć, przy pomocy czcigodnego ojca protojereja ustaliłem, że monaster został ufundowany przez nieszczęśliwego hetmana Samojłowicza w roku 1664, o czym świadczy jego portret jako ktytora, wymalowany na ścianie wewnątrz nawy cerkiewnej. Dowiedziawszy się o tym wszystkim i narysowawszy, jak umiałem, główne, czyli święte wrota tudzież cerkiew o pięciu kopułach, pod wezwaniem Piotra i Pawła, a na dodatek jeszcze refektarz i cerkiew, gdzie został pochowany świętej pamięci dostojny książę Mikołaj Grigoriewicz Repnin, oraz ocalałe cyklopiczne bratnie ognisko — zrobiwszy, mówię, wszystko to, jak mogłem najlepiej, zamierzałem już nazajutrz opuścić Pryłuki i udać się do Łubnów celem obejrzenia monasteru, który został ongiś wzniesiony przez nabożną matkę Jaremy Korybuta Wiśniowieckiego… [fragment książki]