Lomax wraca na Wyspę, aby odwiedzić przyjaciela i wspomnieć czasy Wojny. A tu nagle wszyscy (oprócz kilku osób) obwiniają go za represje, jakie hitlerowcy dokonali na mieszkańcach Kyros. I dlatego nasz dzielny bohater postanawia oczyścic swoje dobre imię.
Czy to zrobił - nie wiem, bo w książce nie pisze o tym jasno. Taki gniot wojenny nie trafił mi w ręce od lat. Hugu ma swoje lata, przez co rozumiem zmniejszoną możliwość poruszania się żwawo, ale czy jemu coś padło na mózg? Pcha się Dimitriowi i Pavolo pod lufę, sam nie posiadając żadnej broni. Jakby wyznawał maksymę "jakoś to bęzie, najpierw będą pytać, a potem strzelać". I trzeba przyznać, że przy swojej głupocie ma niesamowicie wiele szczęścia - naprawdę!
Wstawka z przeszłości jest w książce chyba tylko po to, żeby czymś ją zapełnić. Wszystko, a może tylko większość faktów przez nią odkryta została zawarta w pierwszej części książki, gdzie Lomax dobija do brzegu Wyspy i wynajmuje sobie pokój w hotelu. Nie lubię powtarzania tego, co mi raz powiedziano.
Najlepszym i tym, co ratuje tą książkę w mych oczach jest intryga - kto właściwie wsypał ruch oporu działający na Wyspie, co doprowadziło do wysłania do obozów. Nie tę postać o to podejrzewałam... Komiczne jest to, co sprowadziło Lomaxa na trop tej osoby.