O tym, że Jan Drzeżdżon pisze wiersze, mało kto wiedział. Bo i pisał je „do szuflady”. A te, które publikował, były na ogół niedostępne dla odbiorców polskojęzycznych, bo przemawiał w nich swoim pierwszym językiem – kaszubskim. Polskojęzyczne wiersze Jana Drzeżdżona nie zaistniały za jego życia. Traktowane przez własnego „ojca” (chciałoby się rzec: „ojczyma”) po macoszemu, trwały w uśpieniu – lub prawie w uśpieniu – po dziś dzień. Świat poezji Jana Drzeżdżona – podobnie zresztą jak świat jego prozy – to świat stworzony ze snów i marzeń, z projekcji pragnień i tęsknot, lęków i zachwytów, a bohater tej poezji to ktoś, kto należy do „łąk wiecznego istnienia”, do owych onirycznych niebiańskich sfer – „cudownych manowców” – i nieustannie ku nim podąża, bo tylko one pozwalają mu żyć. W świecie „zimnych oczu”, obojętnych serc i bezwzględnych interesów nie ma życia, przebudzenie ze snu to tyle samo co śmierć. Pierwotny projekt tytułu Bo to tylko sen, mój drogi byłby więc znakiem pełnej, gorzko-ironicznej autorskiej samoświadomości, a tym samym aktem odcięcia się i zdystansowania twórcy od własnej poezji. Dlatego zdecydowano się na tytuł: Łąka wiecznego istnienia. Drzeżdżonowy na wskroś, od niego wzięty. Bo przecież twórca Wieczności i miłości, Misterium ziemi i Twarzy Boga pochodził z „łąki wiecznego istnienia” i kochał ją ponad wszystko.
z posłowia Marii Jentys-Borelowskiej
z posłowia Marii Jentys-Borelowskiej