Gdybyście mogli przenieść się do świata z dowolnej książki, to jaką byście wybrali?
W „Księdze żywych sekretów” bohaterki mają taką właśnie możliwość i z niej korzystają. Myślę, że to jedno zdanie wystarczy, żeby zarysować wam to, o czym jest ta powieść, ale jednocześnie nie zdradzić zbyt dużo.
A co ja o niej sądzę? Otóż bawiłam się przednio! Co prawda pierwsze kilkanaście stron wymagało mojego dużego skupienia, bo momentami się gubiłam, ale gdy tylko porządnie się wkręciłam, to przepadłam.
Myślę, że największą zaletą tej powieści jest klimat, który sprawia, że świat przedstawiony wydaje się brudny, obślizgły, ciemny i upiorny. Właściwie nawet kilkukrotnie się wzdrygnęłam.
Bohaterowie również wydają się przesiąknięci jakąś taką wilgocią i stęchlizną. Może to zabrzmi dziwnie, ale naprawdę mi się to podobało! Lubię co jakiś czas sięgnąć po książki, w których otoczenie nie jest cukierkowe i jasne.
Może dla niektórych z was, to co zaraz napisze, będzie to dobra informacja, ponieważ zewsząd słyszę głosy jak bardzo potrzebne są takie elementy. Otóż mamy w tej książce wątek wlw, który nie jest co prawda wątkiem głównym, ale dotyczy jednej z głównych bohaterek.
Niesamowicie podoba mi się również okładka, ale w tym starciu wnętrze ma jednak przewagę.
Uważam „Księgę żywych sekretów” za książkę wartą po...