Madeleine Roux to młoda amerykańska pisarka, najbardziej znana ze swojej przebojowej serii Asylum. Ma na swoim koncie również prace do Star Wars i World of Warcraft. „Księga żywych sekretów” to najnowsza powieść autorki, z której piórem mam okazję spotkać się po raz pierwszy.
Adelle i Connie to przyjaciółki, które rozumieją się bez słów. Zawsze razem, zawsze sobie oddane. Dawno temu połączyła je miłość do gotyckiej powieści romantycznej pt. „Moira”. Obie lubią też rzeczy dziwne, niespotykane, osobliwe, a takie odnajdują w sklepie pana Stravena. To ten człowiek sprzedał im egzemplarz „Moiry” i również on kusi nastolatki możliwością wejścia do uniwersum ukochanej powieści. Dziewczyny nie za bardzo wierzą w to, że mężczyzna zna sposób, aby to w ogóle było możliwe. Ale próbują. I dzieje się rzecz przedziwna. Za sprawą wypowiedzianego zaklęcia obie przenoszą się do świata „Moiry”. Jakie jest jednak ich zdziwienie, kiedy okazuje się po pierwsze, że zostały rozdzielone i znalazły się w zupełnie innym momencie książki, po drugie, że ten świat wygląda zupełnie inaczej niż ten, który znają z powieści. Zamiast wystawnych przyjęć i romansów, na które czekały, dziewczyny spotykają w nowej rzeczywistości potwory, mrok, puste ulice i wszechobecny strach. Aby ocalić życie i wrócić do domu, Adelle i Connie będą musiały napisać znaną sobie opowieść od nowa.
Opowiedziana przez Roux historia nie porywa może od pierwszych słów, ale to, co dzieje się później, już nie pozwala się od niej oderwać ani na moment. W rezultacie pochłania się tę książkę w mig, a po lekturze pozostaje niedosyt. Bo chociaż książka zapowiadana jest jako jednotomówka, zakończenie pozostawia pole do domysłów, że to jednak nie jest koniec, że z bohaterkami powieści spotkamy się znowu. Skoro zaczęłam już od zakończenia, muszę Wam powiedzieć, że dawno takiego finału nie widziałam. Jest intensywny, przepełniony akcją. Powiedzieć, że jest zaskakujący, to jak nie powiedzieć nic. Wbił mnie w fotel, a szczękę jeszcze długo potem zbierałam z podłogi. Wcześniej też jest ciekawie. Bardzo dużo się dzieje, szczególnie, kiedy Adelle i Connie trafiają do rzeczywistości z książki. Nie trafiają razem i to jest pierwszy problem. Muszą się odnaleźć. Nie jest to łatwe, bo przeszkody, które stają na ich drodze, wydają się być nie do pokonania. Poza tym, trafiły do niej w innym czasie. W momencie, kiedy Connie wpada do tego nowego świata, powstaje w nim rozdarcie, a razem z nim pojawiają się niebezpieczne wrzaskuny. A to dopiero początek problemów. Potwór z mackami rodem z Lovecrafta, monstrum zlepione z ludzkich ciał, kantorzy, którzy chronią bogatych, a biednych skazują na koniec we wnętrzu potwora i ludzie, którym nie wiadomo, czy można ufać. Do tego są to prawie sami młodzi ludzie i to w niewielkiej ilości, bo większość mieszkańców miasteczka pochłonął potwór, który pojawił się w morzu nie wiadomo kiedy i dlaczego. Wiadomo jednak, że istota ta wpływa na ludzi poprzez ich sny i zmusza ich, aby lunatykując udali się do morza po to, aby mu służyć.
Sny odgrywają w powieści niebagatelną rolę, to one są przyczyną i skutkiem chaosu, który zapanował w mieście. Wokół snów toczy się akcja. Ale nie tylko. Bohaterki mają do rozwiązania tajemnicę, która pomoże uratować ten znany/nieznany mroczny świat i ludzi, z którymi zdążyły się zaprzyjaźnić. Muszą też przecież bezpiecznie wrócić do domu. Nie wiedzą, czy czas w ich rzeczywistości biegnie wolniej, czy bliscy się o nich nie martwią. I co się stanie, jeśli utkną w świecie powieści. Tak naprawdę nie wiedzą nic, a czytelnik razem z nimi. Pięknie odkrywa się ten świat razem z bohaterkami (świetnie zbudowany, trzeba dodać), poznaje drugoplanowych bohaterów powieści „Moira”, do której świata trafiły dziewczyny, a o których autorka nie wspomniała w oryginalnej powieści zbyt wiele. „Moira”, którą dziewczyny znają to zupełnie inny świat niż ten, do którego trafiły. Również ich idole, boski Severin i tytułowa Moira, których połączyło niezwykłe uczucie, okazują się być zupełnie innymi osobami niż te przedstawione w powieści. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziewczyny poznają innych młodych ludzi zamieszkujących Boston w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku, tworzą się nowe przyjaźnie, a nawet romantyczne relacje. I rozdziera im się serce, bo wiedzą, że nie będą ich mogły zabrać do swojej rzeczywistości.
Roux odkrywa karty stopniowo, dlatego nie jest łatwo przewidzieć, co wydarzy się dalej, a w konsekwencji książka jest mocno zaskakująca. Powieść charakteryzuje ciężki, mroczny klimat rodem z Lovecrafta z jednej strony, z drugiej cudownie rozwijające się relacje przyjacielskie, a także romantyczne. Naturalnie, bez zbędnego pośpiechu i w sposób właściwy dla wiktoriańskich czasów. Ujmująca jest przyjaźń między Adelle i Connie. Mimo różnych zainteresowań i charakterów, nastolatki są wobec siebie szczere, lojalne, zawsze są za sobą. Traktują się jak rodzinę i kiedy zostają rozdzielone, robią wszystko, aby się odnaleźć. W mrocznej wersji gotyckiego romansu każda z nich przeżywa inne doświadczenia i miło jest obserwować, jak się zmieniają i jak bardzo dojrzewają dzięki temu, w czym mają okazję brać udział. Bardzo mi się podoba w powieści kreacja postaci, podoba mi się również, jak wiele istotnych tematów porusza przy okazji autorka. W dosadny sposób pokazuje różnice między klasami społecznymi i istniejące w związku z tym nierówności. To kolejna rzecz, której nie spodziewały się nastolatki zanurzając się w świat powieści, bo tego w oryginale nie było. W „Księdze żywych sekretów” obecna jest również queerowa reprezentacja, czego akurat się nie spodziewałam, ale miło mnie ten wątek zaskoczył. Więcej jednak nie zdradzę, musicie chociaż część sekretów powieści odkryć sami.
„Księga żywych sekretów” to gotycki horror młodzieżowy, który spodoba się fanom powieści „Hazel Wood” i każdemu, komu nie jest obcy lovecraftowski klimat. To niebanalna, magiczna i niebezpieczna powieść, która zachwyci każdego mola książkowego. Bo powiedzcie, czy ktoś z Was nie chciałby odwiedzić świata swojej ulubionej powieści? I odkryć jej nieznane, ciemne strony? Serdecznie polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Księga żywych sekretów” Madeleine Roux – recenzja przedpremierowa – maitiri_books (wordpress.com)