Co mają wspólnego ze sobą tytułowe krwotoki i wiewiórki? Ale czy na pewno to właściwe pytanie, które narzuca lektura czwartego tomu próz poetyckich Jakuba Kornhausera? Może prawda o tym pisaniu wcale nie korzysta z tak oczywistych narzędzi jak uwspólnienie mianowników poszczególnych tekstów? Może to jednak, jak głoszą ich tytuły, wiersze po prostu, kolejno o: demonach, pamięci, celebracjach, bumelanctwie, upadaniu, kaskaderce, samorządzie, programie „Mieszkanie+”, ojczyźnie itd.? A może prawda o tym pisaniu jest dalece mniej ważna niż prawda o czytaniu tego pisania? Może w prawdzie o czytaniu mianowniki, do których niemal wszelkie omówienie chciałoby je sprowadzić, pozostają do siebie niesprowadzalne i wystarczyć powinny nam skojarzenia, podobieństwa, odległe dziedziny świata budowanego z kreślonych zręcznie scenek, twierdzeń, czy kilku rejestrów pisma i mowy? Że ostatecznie „życie codziennie mierzy się tu z absurdem”? A może niekoniecznie, i proza poetycka Kornhausera syci się już nadto jedynie owymi słynnymi oparami absurdu? Po co bowiem – zdaje się sugerować w nowym tomie wychylający się spomiędzy wierszy, niewidoczny autor – przesadzać?