Abby Corson w swoim debiucie „Konsjerż” bawi się założeniami powieści kryminalnych osadzonych na motywach klasyczno-brytyjskich. No właśnie - “bawi się” to dobre określenie, bo choć są one bazą jej historii, to jednak autorka nadaje jej sporo z nowoczesności. Po pierwsze historię poznajemy jako… zapis z dyktafonu, szkic powieści, którą tworzy Hector Harrow, były konsjerż hotelu Cavengreen. Hector to starszy pan, który pół wieku pracował właśnie w tym miejscu, jednak po popełnionym tam morderstwie i śledztwie w tej sprawie przeprowadzonym, poszedł na emeryturę. Skąd to wiemy? Właśnie stąd, że od tych wydarzeń upłynęło już trochę czasu, a Hector opowiada nie tylko o tym, co działo się wtedy, ale i co dzieje się u niego teraz. Jest to kreacja sama w sobie ciekawa - pozornie dość neutralna, ale jednak z pewnymi cechami, które sprawiają, że czytelnik zaczyna wysnuwać swoje przypuszczenia… Większa część historii opiera się właśnie na delikatnie podsuwanych tropach, które sprawiają, że podejrzewamy raz jednych, raz drugich. Spokojne tempo, przyjemne, rysowane dość grubą kreską z dodatkiem humoru postacie dają wrażenie lektury przyjemnej, ale znajomej, jednak i to ulega zmianie - w chwili, gdy normalnie książka powinna się skończyć, tu idziemy dalej - i wtedy wkrada się nowoczesność, ciekawe rozwiązania i różne formy podania historii. Jak i dobre zaskoczenia! Finał całkowicie zmienił moje podejście do całej powieści i teraz uważam, że autorka ma czytelnikom coś ciekawego do poka...