Zygmunt Krasiński jako poeta - w przeciwieństwie do Mickiewicza i Słowackiego - unikał wprowadzania do swej twórczości nie zamaskowanych treści autobiograficznych. Jedynym chyba wyjątkiem od tej zasady była owa okropna scena z 14 marca 1829 roku, kiedy rozjuszeni koledzy, z niedawnym jego przyjacielem Leonem Łubieńskim na czele, lżąc go i szarpiąc, spychali w dół po schodach gmachu uniwersyteckiego. Scena ta tak mocno wbiła mu się w pamięć, że już u schyłku życia w ostatnim większym utworze, jaki wyszedł spod jego pióra, odtworzył ją z fotograficzną niemal dokładnością. Utwór ten ukazał się dopiero po śmierci poety, jako Niedokończony poemat, ale w pierwopisie nosił tytuł Nieboskiej komedii część pierwsza. Bohater utworu Młodzieniec mówi do przyjaciela Aligiera: "Ot, widzę ten stary budynek, w którego salach tysiąc rówieśników moich siedzi, a nauczyciele z katedr mówią do nas. Widzę e w węża załamane schodu - i zakręt ten - i wschód ten sam kamienny... Nieprawdaż, harde było ze mnie chłopię, choć niedorosłe i wątłe na siłach... przechodziłem wśród nich wszystkich z dumą na czole, świadom, że mnie nienawidzą - lecz czemu, nieświadom! Ścisnęli się kołem i coraz mi ciaśniej! krzyczą panicz! panicz!, jakby hańbą być miało, że wskazać mogę, gdzie za ojczyznę gardło dał niejeden z ojców moich i w jakim leży pochowan kościele. Boże! w piersiach dziecinnych pierwszy raz wtedy piekło się urodziło - poręczy żelaznych się uchwyciłem - ni ciągną mnie na dół - za ręce, za nogi, za płaszcza zwoje. Byłbym może pod ich stopy runął, ale tyś się ukazał. Krzyknąłeś - oni odpadli ode mnie, jak liście suche odpadli ode mnie... Tak, czuję jeszcze twój uścisk. Słyszę jeszcze głos twój: oni niesprawiedliwi. Ty bądź więcej niż sprawiedliwy - przebacz im w duchu i kochaj ich w czynach. - Potem zeszliśmy razem, a tyś przechodząc wśród nich spokojnym czasem powtarzał głosem: - hańba wam!"
[obwoluta]
[obwoluta]