Rozgrywająca się w różnych czasach, nie połączona – jak z początku zdaje się wydawać – historia pewnych osób w pewnym czeskim mieście i… i wystarczy, przecież to czeska książka ;)
Niepozorna, a zawładnęła całym moim wolnym czasem. Początkowo trudno odnaleźć wspólny wątek, zamiar jakiś, myśl przewodnią. Gdzieś w tle mijają jak w pędzącym pociągu obrazy zbliżającego się konfliktu z nazistowskimi Niemcami, wysiedlenia, nienawiść do Cyganów, komunizm i nadużywający alkoholu, patologiczny Ambroz. Do tego lokalna społeczność i przyjaźń, która pokonuje historyczne epoki i wyburzenia starych miejskich dzielnic. Niby niewiele, niby nic, a jednak…
Jan Štifter jest mistrzem w tworzeniu niepowtarzalnego klimatu, począwszy od mrocznych piwnic, przez ponure i zadymione pijalki, po zatęchłe i stare poddasza oraz rzeczne brzegi (mijają lata, a Budziejowice pozostają… Budziejowicami). Bohaterów otaczają zużyte materace, wypełnione po brzegi miniaturowymi bałwankami ze śniegu lodówkowe szuflady i puste, zabite, zakopane trumny. To tu, w tych miejscach i przy tych przedmiotach, płynie zwykłe-niezwykłe życie, tu spotyka się prawdziwą miłość i taką tylko chwilową. Po budziejowickich ulicach chodzi śmierć, szaleją namiętności, gra muzyka.
Tu też pojawiają się duchy.
Oniryczna, czasem bardzo smutna, ale przejmująco ciepła historia o przyjaźni, cementującej czas i wspomnienia. To książka, której klimat oddaje cytowany wielokrotnie fragment, a którego sens poz...