Lubię książki pana Jeffery'a Deavera, zawsze mnie czymś zaskoczą raczej na in plus, niż na in minus. Pomyślałam sobie więc, że zakończę rok 2020 książką tego autora którą zawsze chciałam przeczytać, dobre opinie, niezłe noty i wydawało się, ciekawy pomysł. Zabrałam się więc za czytanie i tak było w istocie, jednak mnie zaczęło gdzieś coś dzwonić że ja skądeś znam tę historię. Poszperałam w swoich różnorakich zapiskach i stwierdziłam że jednak nie, nie czytałam tej książki wcześniej, jednak wrażenie znajomości jej treści wciąż nie dawało mi spokoju. W końcu doszłam o co kaman. Oglądałam film, ale tak dawno go oglądałam, że zupełnie nie skojarzyłam że to na podstawie właśnie tej książki, właśnie tego autora. Film był niezły, jednak to co najbardziej z niego zapamiętałam, to wcale nie gwiazdorską obsadę, tylko mniej gwiazdorskiego Eda O'Neilla, w jego najbardziej charakterystycznej roli, Ala Bundy'ego 😃.
Ale przecież ja miałam o książce. No więc jak już doszłam do tego skąd znam tę historię, czytało mi się znacznie spokojniej. Cóż mogę powiedzieć o tej ksiażce, na pewno kiedy miała swoją premierę, była pewnym powiewem świeżości. Śledztwo prowadzone przez sparaliżowanego super glinę ze swojego pokoju i ze swojego łóżka, było czymś zupełnie innym niż tradycyjne kryminały. Jednak rzeczywiście jak już czytałam w innych opiniach i ja się do nich przychylam, dzisiaj już ten pomysł nie robi takiego wrażenia i przyznaję że trochę się nudziłam. Za dużo było tych dziwnych dł...