Rok 1976. Czasy PRL-u. Matylda, młoda pracownica muzeum, przez przypadek odnajduje listę obrazów, skradzionych przez nazistowskich dygnitarzy pod koniec II wojny we wrocławskich muzeach i ukrytych gdzieś na terenie Dolnego Śląska. Próbując je odnaleźć wpada na trop złodziei dzieł sztuki działających w środowisku muzealnym. Nie może liczyć na pomoc porucznika milicji prowadzącego śledztwo. Mimo iż jest on zauroczony Matyldą prowadzi własną grę, której ona początkowo nie może zrozumieć. Według niego to właśnie ona jest inspiratorką wielu kradzieży. Na domiar złego jej życie osobiste legło w gruzach. Nie zrażając się przeciwnościami dąży do zdemaskowania przestępców i odnalezienia tajemniczej skrytki. Ponieważ zaginione obrazy warte są fortunę, jej życie znalazło się w niebezpieczeństwie.
„…. Matylda, która również na czworakach obmacywała futrynę drzwiową, odwróciła się i spojrzała na niego. Marek chwycił oburącz marmurowy parapet i z całych sił podciągnął do góry. Dał się słyszeć głuchy jęk i metaliczny szmer, coś jakby łańcuch ze studni nawijał się na kołowrót. Spory fragment podłogi, w miejscu gdzie jeszcze przed paroma minutami stał piecyk, opadał jednym końcem w dół, ukazując ciemne wnętrze.
-Kićka! Latarka! – zawołał.
Ukląkł i zajrzał do środka. Matylda podbiegła do kanapy, gdzie leżała jej przepastna torba i sięgnęła ręką do jej wnętrza. W tym momencie poczuła gorący ból wybuchający z tyłu głowy. Zdążyła tylko pomyśleć: „Kulawy!” i ogarnęły ją takie same jak w Warszawie ciemności…”
Jolanta Maria Kaleta – urodzona i mieszkająca we Wrocławiu. Z zawodu historyk. Pracowała w Muzeum Historycznym i Muzeum Sztuki Medalierskiej we Wrocławiu. Nauczała historii w kilku wrocławskich szkołach średnich. Miłośniczka gór, zwłaszcza Sudetów, które od lat przemierza pieszo i rowerem.