Był bankiet i przy naszym stoliku, skupiającym nie więcej niż tuzin facetów, z których jakieś sto dwadzieścia procent związanych było ze służbami specjalnymi, brylował młody porucznik KGB. Nie wiem, czy pilnował swoich, czy Niemców. A może jednych i drugich. Podobnie jak głowy bym nie dał, czy wówczas występował pod nazwiskiem Władimir Putin, czy też miał jakieś lepsze operacyjne personalia. Przypomniałem go sobie pewnego dnia oglądając telewizję, gdy prezydent B. Jelcyn przedstawił kolejnego, trzeciego już premiera Rosji wywodzącego się ze służb specjalnych. Dlaczego zapamiętałem go przed wieloma laty? Powodów było kilka. Po pierwsze, przypominał Archanioła Gabriela, Bożego wysłannika do specjalnych poruczeń. Z olśniewającą erudycją i bezkompromisową dezynwolturą wyliczał fakty świadczące o wszechogarniającej infiltracji wszystkich i wszystkiego, wszechmocy i wszechwiedzy sowieckich służb specjalnych. Tacy ludzie są zdolni góry przewracać i takich osób Rosja dziś bardzo potrzebuje. Próbuję o tym opowiedzieć. Poza tym, podobnie jak w ?Tajnej historii Polski?, sporo miejsca zostawiam dla generałów Peerelu. Wielu z nich łgało prawie stale, bo musiało. Łgarstwo było nieodłącznym atrybutem realnego socjalizmu. (...) Pierwszy - gdy po nieudanej próbie zamachu na Jana Pawła II zintegrowane służby specjalne ZSRR i jego wasali poczęły realizować własne gry z Kościołem. Jedna z takich gier była sprawa ks. J. Popiełuszki. Morderstwo przedstawiono jako... sukces władz w oczyszczaniu MSW. Drugi - wykonując polecenie Wielkiego Brata przypuszczono niespotykany atak służb specjalnych na dyplomatów zachodnich. Posłużono się ladacznicami obu płci. Miło było patrzeć, jak skądinąd rozsądni ludzie tracili głowy idąc pod nóż kontrwywiadu. Akcja ?Hiacynt?, mająca dalszy ciąg w latach 90. została przez generałów przedstawiona jako sukces operacyjny Firmy. Trzeci blef generałów polegał na zakamuflowanym wykorzystywaniu antysemityzmu, który usiłowano przypisać ?Solidarności?.