„Jeszcze jeden dzień” jest książką bardzo wzruszającą, a jeśli przeżyliśmy śmierć najbliższych, to powieść staje się lekturą trudną do przetrwania, wybitnie emocjonalną, momentami wyczerpującą, ponieważ stawia w konfrontacji ze wspomnieniami i uczuciami, często już głęboko schowanymi. Tak naprawdę opisywana historia jest banalnie prosta, nie ma w niej żadnych zawiłości, ot dorosłemu mężczyźnie dany jest jeszcze jeden dzień, dzień do zobaczenia, a właściwie zrozumienia kim dla niego była matka. Matka, której Charley nie poświęcał odpowiednio dużo czasu, którą nie traktował zbyt dobrze, bo był zapatrzony w wyidealizowany obraz swojego ojca. Niekiedy wynurzania bohatera są żenujące, aż chciałoby się go palnąć w czoło i krzyknąć „Gdzie ty chłopie masz rozum?!” Ale być może właśnie dlatego, że większość błędów, które on popełniał są nam znane, to historia budzi tak wielkie emocje, szczególnie że Albom nazywa rzeczy po imieniu, nie kombinuje z środkami stylistycznymi, nie tworzy wyszukanych metafor tylko otwarcie, bardzo prostolinijnie przedstawia relację syna z matką, i w czarujący sposób podkreśla istotę rodziny. Dla mnie ta powieść była niezwykłą lekturą, bardzo ważną, którą czytałam w towarzystwie paczki chusteczek higienicznych, ale tak ciut obiektywniej, mam wrażenie, że aby wyciągnąć z tej historii to co najważniejsze trzeba być w odpowiednim stanie ducha, ewentualnie być mocno empatyczną osobą, chociaż moim skromnym zdaniem nie jest łatwo oprzeć się matczynym ramionom,...